Forum Zwierzęta Strona Główna


Zwierzęta
Forum o psach i innych zwierzakach
Odpowiedz do tematu
HeLLeN
III kl. gimnazjum
III kl. gimnazjum


Dołączył: 15 Lut 2006
Posty: 310
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Pewnego słonecznego dnia po ulicy chodził,mały zielono-niebieski kundelek.Nazywał się Bazyl. Bazyl szukał sam nie wiedział czego. On oglądał się na wszystkie strony za swoim ogonem. Nie potrafił go jednak złapać. Głupi pies, myśleli przechodnie spoglądając na Bazylka. Był to duży czy mały, zielony czy niebieski kundelek. Nie! To był kundelek niebiesko-zielony. A z resztą nieważne, wróćmy do naszej historii. Pewna mała dziewczynka o imieniu Zosia zobaczyła tego kundelka. Zobaczyła tego kundelka również sierotka Marysia, Czerwony Kapturek i Królewna Śnieżka. Och jaki piękny jest ten piesek jak słonko! - wzdychały Śnieżka i Kapturek. Chwila! Ale on jest zielono-niebieski, a słonko jest żółte. I tak w ogóle to chyba pomyliłyśmy bajki. Chodźmy do siebie, nara piesku. - powiedziała zdecydowanie Maryśka. No... narazie słodziutki, milutki, piękniutki... wzdychaniom Kapka i Śnieżki nie było końca. Dobra, dobra! uspokójcie się! - znów krzyknęła Marycha. No dobra już dobra idziemy, narka psiaku i poszły. (Hey, Zosiu czemu ucięłaś moją część?! Przez pomyłkę!)
Zosia zabrała Bazyla za sobą (i tak najbardziej ją polubiłSmile ) i zaopiekowała się nim jak należy , zaprowadziła do weterynarza kupiła akcesoria i przedstawiła rodzinie.Bazyl był bardzo szczęśliwy ,bo Zosia mu się podobała i cała jej rodzina też.Cieszył się,że znalazł taki dobry dom. Lecz nie podobało mu się życie w zamknięciu. ''-Chce być wolny, wolny, wolny.."- powtarzał mu jakiś wewnętrzny głos. Pewnego dnia Bazyl postanowił więc uciec z domu, od tej dobrej rodziny, która tyle dla niego zrobiła. Jego plan był następujący: Gdy Zosia wyjedzie z rodzicami na rowerze to ja otworze sobie nosem klamkę. Niestety była zima więc Zosia nie wzbierała się na rower, dzięki temu Bazyl miał dużo czasu na ćwiczenie otwierania drzwi skokiem.
Wreszcie nadeszła wiosna, Bazyl uciekł z domu, a wszyscy bardzo za nim tęsknili. Bazyl był bardzo szczęśliwy, szybko zapomniał o Zosi i jej rodzinie. Mało tego Bazyl ze szczęścia przybrał kolor biały! Teraz był pięknym psem, jednak zgłupiał trochę i nie potrafił się powstrzymać od dosyć nietypowego zachowania, bowiem nie mógł on się powstrzymać od...<chwila napięcia>... LIZANIA ludzkich rąk! Szedł on przez świat i szedł, aż spotkał kota, był czarny i miał biały krawacik, a kot ten nazywał się Benio. Benio był bardzo dobrym kotem i wytłumaczył Bazylowi że Zosia bardzo się do niego przywiązała i płacze teraz prawie bez przerwy ( Benio to wie bo mieszkał po odejściu bazyla na dachu domu Zosi). Postanowił pomóc Bazylowi odszukać Zosię, gdy już odszukali chatkę zobaczyli, że Zosi w niej nie ma. Spytali się sąsiadów gdzie poszła, a oni odpowiedzieli, że do nieba. Bazyli gorzko zapłakał, łzy spływały po jego policzkach tuzinami. Po chwili pod łapami Bazyla pojawiła się kałuża, z której wypływał mały strumyczek wody, słonej wody. Bazyl postanowił, że musi ją odnaleźć. Szedł i szedł, i każdego po drodze się pytał gdzie jest NIEBO. wszyscy byli zdziwieni i niektórzy pokazywali mu chmury. Bazek pomyślał więc, że niebo to chmury. Pies zaczął skakać jak najwyżej potrafi lecz chmury ciągle były dla niego za wysoko. Pewnego wilgotnego dnia pies obudził się bardzo wcześnie, gdy otwarł oczy to aż go zatkało. Zobaczył on bowiem mnóstwo chmur, które są bardzo blisko ziemi (ludzie nazywają te zjawisko mgłą). Benek, przyjaciel Bazyla również zobaczył tę mgłę lecz nie rzucił się w nią tak jak Bazyl tylko siedział spokojnie, bo wiedział, że to tylko mgła. Gdy Bazyl nie wracał po 15 minutach Benio zaczął się powoli martwić i również wszedł we mgłę. Benio biegł jak najprędzej. Zobaczy Bazyla. Bazyl stał przed ulicą i płakał, dopiero teraz do niego dotarło, ze Zosia nie żyje. Szali więc oni w kierunki swojego domku z desek, Bazyl miał spuszczoną głowę, a Benek bacznie się rozglądał. Zobaczył nagle, że Bazyl z zieleniał, zapytał go więc z niepokojem co mu jest, lecz Bazyl nie chciał uwierzyć Benkowi, że zzieleniał, wydawało to mu się głupim kawałem przyjaciela, który miał rozluźnić atmosferze. -Ale Bazyl... ty naprawdę jesteś zielony - mówił z przekonaniem Benek. Ta jasne, a ludzie są fioletowi - stwierdził zły i smutny Bazyl. Dobra... to choć do lustra - powiedział Benio kierując Bazyla w stronę ich domu, aby Bazyl mógł przejrzeć się w lustrze. Gdy byli już w Bazylowej budzie nie mogli znaleźć żadnego. Benio zauważył wtedy, że Bazyl wrócił do swojej poprzedniej barwy. Benio nie wiedział co ma zrobić więc wybiegł z domu Bazyla uznając go za wariata. Bazyl podniósł się i już miał zamiar biec za Beniem kiedy zorientował się, że jest przywiązany. Nie wiedział co robić więc wył. Dalsze losy Bazyla były smutne i nieciekawe więc zajmijmy się Beniem. Beniowi było bardzo smutno, że zostawił Bazyla. Lecz trudno, ponieważ Benek nie wiedział już gdzie szukać Bazyla. Poszedł więc on sobie na zachód poszukać kolejnych przyjaciół. Chodził on, chodził i chodził. Nie umiał jednak znaleźć tak dobrego przyjaciela jak Baziek. Postanowił więc za wszelką cęnę odnaleźć Bazyla. W tym celu kupił sobie komórkę i zawiesił ją na szyi, a na każdym plakacie z portretem Bazia, który namalowała Beniowi miła pani z policji widniał jego numer telefonu. Dzielny kot chodził od miasta do miasta, od ulicy do ulicy, od słupa do słupa i rozklejał plakaty. W głębi duszy wierzył, że odnajdzie Bazyla. A jak to mówią - wiara czyni cuda. Pewnego mroźnego dnia miła kobieta zadzwoniła do Benia. Powiedziała, aby przyszedł do kawiarni "Pod papugami", a ona zaprowadzi go do Bazyla. Podobno Bazyl cały czas był przykuty łańcuchem do budy... jednak uwolnić Bazyla z tego okrutnego łańcucha mogłyby tylko łzy prawdziwego przyjaciela. Benek nie wierzył we własne szczęście i pobiegł rozanielony do knajpki "Pod papugami". Było to miłe i przestronne wnętrze, a na ścianach kawiarni były wymalowane wielkie i kolorowe papugi. Benek usiadł przy stoliku numer 3 i czekał. Po chwili do lokalu weszła rodzina z dziećmi. W tym momencie Benio postanowił zamówić sobie jabłecznik. Siedział więc teraz zajadając się jabłecznikiem. Do kawiarni weszła młoda kobieta. Rozejrzała się wokół jakby kogoś szukała. W końcu wyciągnęła z torebki kartkę i zaczęła z niej czytać numer "osiem, osiem, sześć, sześć, osiem...". Czytanie przerwał jej Benek, który powiedział głośno "To mój numer!". I wszystko stało się jasne! To ta kobieta wiedziała coś na temat Bazyla. I zaczęła się rozmowa... .


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
skakanka25
Doktor
Doktor


Dołączył: 13 Lut 2006
Posty: 850
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wojkowice

Pewnego słonecznego dnia po ulicy chodził,mały zielono-niebieski kundelek.Nazywał się Bazyl. Bazyl szukał sam nie wiedział czego. On oglądał się na wszystkie strony za swoim ogonem. Nie potrafił go jednak złapać. Głupi pies, myśleli przechodnie spoglądając na Bazylka. Był to duży czy mały, zielony czy niebieski kundelek. Nie! To był kundelek niebiesko-zielony. A z resztą nieważne, wróćmy do naszej historii. Pewna mała dziewczynka o imieniu Zosia zobaczyła tego kundelka. Zobaczyła tego kundelka również sierotka Marysia, Czerwony Kapturek i Królewna Śnieżka. Och jaki piękny jest ten piesek jak słonko! - wzdychały Śnieżka i Kapturek. Chwila! Ale on jest zielono-niebieski, a słonko jest żółte. I tak w ogóle to chyba pomyliłyśmy bajki. Chodźmy do siebie, nara piesku. - powiedziała zdecydowanie Maryśka. No... narazie słodziutki, milutki, piękniutki... wzdychaniom Kapka i Śnieżki nie było końca. Dobra, dobra! uspokójcie się! - znów krzyknęła Marycha. No dobra już dobra idziemy, narka psiaku i poszły. (Hey, Zosiu czemu ucięłaś moją część?! Przez pomyłkę!)
Zosia zabrała Bazyla za sobą (i tak najbardziej ją polubiłSmile ) i zaopiekowała się nim jak należy , zaprowadziła do weterynarza kupiła akcesoria i przedstawiła rodzinie.Bazyl był bardzo szczęśliwy ,bo Zosia mu się podobała i cała jej rodzina też.Cieszył się,że znalazł taki dobry dom. Lecz nie podobało mu się życie w zamknięciu. ''-Chce być wolny, wolny, wolny.."- powtarzał mu jakiś wewnętrzny głos. Pewnego dnia Bazyl postanowił więc uciec z domu, od tej dobrej rodziny, która tyle dla niego zrobiła. Jego plan był następujący: Gdy Zosia wyjedzie z rodzicami na rowerze to ja otworze sobie nosem klamkę. Niestety była zima więc Zosia nie wzbierała się na rower, dzięki temu Bazyl miał dużo czasu na ćwiczenie otwierania drzwi skokiem.
Wreszcie nadeszła wiosna, Bazyl uciekł z domu, a wszyscy bardzo za nim tęsknili. Bazyl był bardzo szczęśliwy, szybko zapomniał o Zosi i jej rodzinie. Mało tego Bazyl ze szczęścia przybrał kolor biały! Teraz był pięknym psem, jednak zgłupiał trochę i nie potrafił się powstrzymać od dosyć nietypowego zachowania, bowiem nie mógł on się powstrzymać od...<chwila napięcia>... LIZANIA ludzkich rąk! Szedł on przez świat i szedł, aż spotkał kota, był czarny i miał biały krawacik, a kot ten nazywał się Benio. Benio był bardzo dobrym kotem i wytłumaczył Bazylowi że Zosia bardzo się do niego przywiązała i płacze teraz prawie bez przerwy ( Benio to wie bo mieszkał po odejściu bazyla na dachu domu Zosi). Postanowił pomóc Bazylowi odszukać Zosię, gdy już odszukali chatkę zobaczyli, że Zosi w niej nie ma. Spytali się sąsiadów gdzie poszła, a oni odpowiedzieli, że do nieba. Bazyli gorzko zapłakał, łzy spływały po jego policzkach tuzinami. Po chwili pod łapami Bazyla pojawiła się kałuża, z której wypływał mały strumyczek wody, słonej wody. Bazyl postanowił, że musi ją odnaleźć. Szedł i szedł, i każdego po drodze się pytał gdzie jest NIEBO. wszyscy byli zdziwieni i niektórzy pokazywali mu chmury. Bazek pomyślał więc, że niebo to chmury. Pies zaczął skakać jak najwyżej potrafi lecz chmury ciągle były dla niego za wysoko. Pewnego wilgotnego dnia pies obudził się bardzo wcześnie, gdy otwarł oczy to aż go zatkało. Zobaczył on bowiem mnóstwo chmur, które są bardzo blisko ziemi (ludzie nazywają te zjawisko mgłą). Benek, przyjaciel Bazyla również zobaczył tę mgłę lecz nie rzucił się w nią tak jak Bazyl tylko siedział spokojnie, bo wiedział, że to tylko mgła. Gdy Bazyl nie wracał po 15 minutach Benio zaczął się powoli martwić i również wszedł we mgłę. Benio biegł jak najprędzej. Zobaczy Bazyla. Bazyl stał przed ulicą i płakał, dopiero teraz do niego dotarło, ze Zosia nie żyje. Szali więc oni w kierunki swojego domku z desek, Bazyl miał spuszczoną głowę, a Benek bacznie się rozglądał. Zobaczył nagle, że Bazyl z zieleniał, zapytał go więc z niepokojem co mu jest, lecz Bazyl nie chciał uwierzyć Benkowi, że zzieleniał, wydawało to mu się głupim kawałem przyjaciela, który miał rozluźnić atmosferze. -Ale Bazyl... ty naprawdę jesteś zielony - mówił z przekonaniem Benek. Ta jasne, a ludzie są fioletowi - stwierdził zły i smutny Bazyl. Dobra... to choć do lustra - powiedział Benio kierując Bazyla w stronę ich domu, aby Bazyl mógł przejrzeć się w lustrze. Gdy byli już w Bazylowej budzie nie mogli znaleźć żadnego. Benio zauważył wtedy, że Bazyl wrócił do swojej poprzedniej barwy. Benio nie wiedział co ma zrobić więc wybiegł z domu Bazyla uznając go za wariata. Bazyl podniósł się i już miał zamiar biec za Beniem kiedy zorientował się, że jest przywiązany. Nie wiedział co robić więc wył. Dalsze losy Bazyla były smutne i nieciekawe więc zajmijmy się Beniem. Beniowi było bardzo smutno, że zostawił Bazyla. Lecz trudno, ponieważ Benek nie wiedział już gdzie szukać Bazyla. Poszedł więc on sobie na zachód poszukać kolejnych przyjaciół. Chodził on, chodził i chodził. Nie umiał jednak znaleźć tak dobrego przyjaciela jak Baziek. Postanowił więc za wszelką cęnę odnaleźć Bazyla. W tym celu kupił sobie komórkę i zawiesił ją na szyi, a na każdym plakacie z portretem Bazia, który namalowała Beniowi miła pani z policji widniał jego numer telefonu. Dzielny kot chodził od miasta do miasta, od ulicy do ulicy, od słupa do słupa i rozklejał plakaty. W głębi duszy wierzył, że odnajdzie Bazyla. A jak to mówią - wiara czyni cuda. Pewnego mroźnego dnia miła kobieta zadzwoniła do Benia. Powiedziała, aby przyszedł do kawiarni "Pod papugami", a ona zaprowadzi go do Bazyla. Podobno Bazyl cały czas był przykuty łańcuchem do budy... jednak uwolnić Bazyla z tego okrutnego łańcucha mogłyby tylko łzy prawdziwego przyjaciela. Benek nie wierzył we własne szczęście i pobiegł rozanielony do knajpki "Pod papugami". Było to miłe i przestronne wnętrze, a na ścianach kawiarni były wymalowane wielkie i kolorowe papugi. Benek usiadł przy stoliku numer 3 i czekał. Po chwili do lokalu weszła rodzina z dziećmi. W tym momencie Benio postanowił zamówić sobie jabłecznik. Siedział więc teraz zajadając się jabłecznikiem. Do kawiarni weszła młoda kobieta. Rozejrzała się wokół jakby kogoś szukała. W końcu wyciągnęła z torebki kartkę i zaczęła z niej czytać numer "osiem, osiem, sześć, sześć, osiem...". Czytanie przerwał jej Benek, który powiedział głośno "To mój numer!". I wszystko stało się jasne! To ta kobieta wiedziała coś na temat Bazyla. I zaczęła się rozmowa... . Kobieta zaczęła tłumaczyć Beniowi wszystko od początku. A więc znalazła tego psa przypadkiem, bo wprowadziła się niedaleko, kiedy zaprzyjaźniła się z Bazylem ten opowiedział jej całą historię... o tym, że po odejściu Benka Bazyl wył straszliwie i usłyszała go zła czarownica. Czarownica nie chciała wcale pomóc Bazylego lecz nim go oszukała zaprzyjaźniła się z nim aby ten mógł opowiedzieć jejswoją smutnę historię. "Kiedy ona dowiedziała się o tym, że jego przyjaciel go zostawił szyderczo się zaśmiała i zaczarowała jego łańcuch tak aby odczarować go mogły tylko łzy prawdziwego przyjaciela" - powiedziała zasmucona kobieta. "Niestety... moja przyjaźń z Bazylem okazała się zbyt słaba aby przełamac czar, a mój przyjaciel mizerniał w oczach" - dodała. "Wtedy trafiło mi w ręce twoje ogłoszenie".


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
HeLLeN
III kl. gimnazjum
III kl. gimnazjum


Dołączył: 15 Lut 2006
Posty: 310
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Pewnego słonecznego dnia po ulicy chodził,mały zielono-niebieski kundelek.Nazywał się Bazyl. Bazyl szukał sam nie wiedział czego. On oglądał się na wszystkie strony za swoim ogonem. Nie potrafił go jednak złapać. Głupi pies, myśleli przechodnie spoglądając na Bazylka. Był to duży czy mały, zielony czy niebieski kundelek. Nie! To był kundelek niebiesko-zielony. A z resztą nieważne, wróćmy do naszej historii. Pewna mała dziewczynka o imieniu Zosia zobaczyła tego kundelka. Zobaczyła tego kundelka również sierotka Marysia, Czerwony Kapturek i Królewna Śnieżka. Och jaki piękny jest ten piesek jak słonko! - wzdychały Śnieżka i Kapturek. Chwila! Ale on jest zielono-niebieski, a słonko jest żółte. I tak w ogóle to chyba pomyliłyśmy bajki. Chodźmy do siebie, nara piesku. - powiedziała zdecydowanie Maryśka. No... narazie słodziutki, milutki, piękniutki... wzdychaniom Kapka i Śnieżki nie było końca. Dobra, dobra! uspokójcie się! - znów krzyknęła Marycha. No dobra już dobra idziemy, narka psiaku i poszły. (Hey, Zosiu czemu ucięłaś moją część?! Przez pomyłkę!)
Zosia zabrała Bazyla za sobą (i tak najbardziej ją polubiłSmile ) i zaopiekowała się nim jak należy , zaprowadziła do weterynarza kupiła akcesoria i przedstawiła rodzinie.Bazyl był bardzo szczęśliwy ,bo Zosia mu się podobała i cała jej rodzina też.Cieszył się,że znalazł taki dobry dom. Lecz nie podobało mu się życie w zamknięciu. ''-Chce być wolny, wolny, wolny.."- powtarzał mu jakiś wewnętrzny głos. Pewnego dnia Bazyl postanowił więc uciec z domu, od tej dobrej rodziny, która tyle dla niego zrobiła. Jego plan był następujący: Gdy Zosia wyjedzie z rodzicami na rowerze to ja otworze sobie nosem klamkę. Niestety była zima więc Zosia nie wzbierała się na rower, dzięki temu Bazyl miał dużo czasu na ćwiczenie otwierania drzwi skokiem.
Wreszcie nadeszła wiosna, Bazyl uciekł z domu, a wszyscy bardzo za nim tęsknili. Bazyl był bardzo szczęśliwy, szybko zapomniał o Zosi i jej rodzinie. Mało tego Bazyl ze szczęścia przybrał kolor biały! Teraz był pięknym psem, jednak zgłupiał trochę i nie potrafił się powstrzymać od dosyć nietypowego zachowania, bowiem nie mógł on się powstrzymać od...<chwila napięcia>... LIZANIA ludzkich rąk! Szedł on przez świat i szedł, aż spotkał kota, był czarny i miał biały krawacik, a kot ten nazywał się Benio. Benio był bardzo dobrym kotem i wytłumaczył Bazylowi że Zosia bardzo się do niego przywiązała i płacze teraz prawie bez przerwy ( Benio to wie bo mieszkał po odejściu bazyla na dachu domu Zosi). Postanowił pomóc Bazylowi odszukać Zosię, gdy już odszukali chatkę zobaczyli, że Zosi w niej nie ma. Spytali się sąsiadów gdzie poszła, a oni odpowiedzieli, że do nieba. Bazyli gorzko zapłakał, łzy spływały po jego policzkach tuzinami. Po chwili pod łapami Bazyla pojawiła się kałuża, z której wypływał mały strumyczek wody, słonej wody. Bazyl postanowił, że musi ją odnaleźć. Szedł i szedł, i każdego po drodze się pytał gdzie jest NIEBO. wszyscy byli zdziwieni i niektórzy pokazywali mu chmury. Bazek pomyślał więc, że niebo to chmury. Pies zaczął skakać jak najwyżej potrafi lecz chmury ciągle były dla niego za wysoko. Pewnego wilgotnego dnia pies obudził się bardzo wcześnie, gdy otwarł oczy to aż go zatkało. Zobaczył on bowiem mnóstwo chmur, które są bardzo blisko ziemi (ludzie nazywają te zjawisko mgłą). Benek, przyjaciel Bazyla również zobaczył tę mgłę lecz nie rzucił się w nią tak jak Bazyl tylko siedział spokojnie, bo wiedział, że to tylko mgła. Gdy Bazyl nie wracał po 15 minutach Benio zaczął się powoli martwić i również wszedł we mgłę. Benio biegł jak najprędzej. Zobaczy Bazyla. Bazyl stał przed ulicą i płakał, dopiero teraz do niego dotarło, ze Zosia nie żyje. Szali więc oni w kierunki swojego domku z desek, Bazyl miał spuszczoną głowę, a Benek bacznie się rozglądał. Zobaczył nagle, że Bazyl z zieleniał, zapytał go więc z niepokojem co mu jest, lecz Bazyl nie chciał uwierzyć Benkowi, że zzieleniał, wydawało to mu się głupim kawałem przyjaciela, który miał rozluźnić atmosferze. -Ale Bazyl... ty naprawdę jesteś zielony - mówił z przekonaniem Benek. Ta jasne, a ludzie są fioletowi - stwierdził zły i smutny Bazyl. Dobra... to choć do lustra - powiedział Benio kierując Bazyla w stronę ich domu, aby Bazyl mógł przejrzeć się w lustrze. Gdy byli już w Bazylowej budzie nie mogli znaleźć żadnego. Benio zauważył wtedy, że Bazyl wrócił do swojej poprzedniej barwy. Benio nie wiedział co ma zrobić więc wybiegł z domu Bazyla uznając go za wariata. Bazyl podniósł się i już miał zamiar biec za Beniem kiedy zorientował się, że jest przywiązany. Nie wiedział co robić więc wył. Dalsze losy Bazyla były smutne i nieciekawe więc zajmijmy się Beniem. Beniowi było bardzo smutno, że zostawił Bazyla. Lecz trudno, ponieważ Benek nie wiedział już gdzie szukać Bazyla. Poszedł więc on sobie na zachód poszukać kolejnych przyjaciół. Chodził on, chodził i chodził. Nie umiał jednak znaleźć tak dobrego przyjaciela jak Baziek. Postanowił więc za wszelką cęnę odnaleźć Bazyla. W tym celu kupił sobie komórkę i zawiesił ją na szyi, a na każdym plakacie z portretem Bazia, który namalowała Beniowi miła pani z policji widniał jego numer telefonu. Dzielny kot chodził od miasta do miasta, od ulicy do ulicy, od słupa do słupa i rozklejał plakaty. W głębi duszy wierzył, że odnajdzie Bazyla. A jak to mówią - wiara czyni cuda. Pewnego mroźnego dnia miła kobieta zadzwoniła do Benia. Powiedziała, aby przyszedł do kawiarni "Pod papugami", a ona zaprowadzi go do Bazyla. Podobno Bazyl cały czas był przykuty łańcuchem do budy... jednak uwolnić Bazyla z tego okrutnego łańcucha mogłyby tylko łzy prawdziwego przyjaciela. Benek nie wierzył we własne szczęście i pobiegł rozanielony do knajpki "Pod papugami". Było to miłe i przestronne wnętrze, a na ścianach kawiarni były wymalowane wielkie i kolorowe papugi. Benek usiadł przy stoliku numer 3 i czekał. Po chwili do lokalu weszła rodzina z dziećmi. W tym momencie Benio postanowił zamówić sobie jabłecznik. Siedział więc teraz zajadając się jabłecznikiem. Do kawiarni weszła młoda kobieta. Rozejrzała się wokół jakby kogoś szukała. W końcu wyciągnęła z torebki kartkę i zaczęła z niej czytać numer "osiem, osiem, sześć, sześć, osiem...". Czytanie przerwał jej Benek, który powiedział głośno "To mój numer!". I wszystko stało się jasne! To ta kobieta wiedziała coś na temat Bazyla. I zaczęła się rozmowa... . Kobieta zaczęła tłumaczyć Beniowi wszystko od początku. A więc znalazła tego psa przypadkiem, bo wprowadziła się niedaleko, kiedy zaprzyjaźniła się z Bazylem ten opowiedział jej całą historię... o tym, że po odejściu Benka Bazyl wył straszliwie i usłyszała go zła czarownica. Czarownica nie chciała wcale pomóc Bazylego lecz nim go oszukała zaprzyjaźniła się z nim aby ten mógł opowiedzieć jejswoją smutnę historię. "Kiedy ona dowiedziała się o tym, że jego przyjaciel go zostawił szyderczo się zaśmiała i zaczarowała jego łańcuch tak aby odczarować go mogły tylko łzy prawdziwego przyjaciela" - powiedziała zasmucona kobieta. "Niestety... moja przyjaźń z Bazylem okazała się zbyt słaba aby przełamac czar, a mój przyjaciel mizerniał w oczach" - dodała. "Wtedy trafiło mi w ręce twoje ogłoszenie". Benek przerwał tę smutną opowieść kobiety słowami "Nie mogę tak zostawić mojego przyjaciela! Proszę mnie tam zabrać! NATYCHMIAST" Po niedługim czasie Ben siedział w samochodzie obok tajemniczej kobiety. W samochodzie panowała cisza.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Romek
II kl. gimnazjum
II kl. gimnazjum


Dołączył: 27 Mar 2006
Posty: 263
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bydgoszcz

Pewnego słonecznego dnia po ulicy chodził,mały zielono-niebieski kundelek.Nazywał się Bazyl. Bazyl szukał sam nie wiedział czego. On oglądał się na wszystkie strony za swoim ogonem. Nie potrafił go jednak złapać. Głupi pies, myśleli przechodnie spoglądając na Bazylka. Był to duży czy mały, zielony czy niebieski kundelek. Nie! To był kundelek niebiesko-zielony. A z resztą nieważne, wróćmy do naszej historii. Pewna mała dziewczynka o imieniu Zosia zobaczyła tego kundelka. Zobaczyła tego kundelka również sierotka Marysia, Czerwony Kapturek i Królewna Śnieżka. Och jaki piękny jest ten piesek jak słonko! - wzdychały Śnieżka i Kapturek. Chwila! Ale on jest zielono-niebieski, a słonko jest żółte. I tak w ogóle to chyba pomyliłyśmy bajki. Chodźmy do siebie, nara piesku. - powiedziała zdecydowanie Maryśka. No... narazie słodziutki, milutki, piękniutki... wzdychaniom Kapka i Śnieżki nie było końca. Dobra, dobra! uspokójcie się! - znów krzyknęła Marycha. No dobra już dobra idziemy, narka psiaku i poszły. (Hey, Zosiu czemu ucięłaś moją część?! Przez pomyłkę!)
Zosia zabrała Bazyla za sobą (i tak najbardziej ją polubiłSmile ) i zaopiekowała się nim jak należy , zaprowadziła do weterynarza kupiła akcesoria i przedstawiła rodzinie.Bazyl był bardzo szczęśliwy ,bo Zosia mu się podobała i cała jej rodzina też.Cieszył się,że znalazł taki dobry dom. Lecz nie podobało mu się życie w zamknięciu. ''-Chce być wolny, wolny, wolny.."- powtarzał mu jakiś wewnętrzny głos. Pewnego dnia Bazyl postanowił więc uciec z domu, od tej dobrej rodziny, która tyle dla niego zrobiła. Jego plan był następujący: Gdy Zosia wyjedzie z rodzicami na rowerze to ja otworze sobie nosem klamkę. Niestety była zima więc Zosia nie wzbierała się na rower, dzięki temu Bazyl miał dużo czasu na ćwiczenie otwierania drzwi skokiem.
Wreszcie nadeszła wiosna, Bazyl uciekł z domu, a wszyscy bardzo za nim tęsknili. Bazyl był bardzo szczęśliwy, szybko zapomniał o Zosi i jej rodzinie. Mało tego Bazyl ze szczęścia przybrał kolor biały! Teraz był pięknym psem, jednak zgłupiał trochę i nie potrafił się powstrzymać od dosyć nietypowego zachowania, bowiem nie mógł on się powstrzymać od...<chwila napięcia>... LIZANIA ludzkich rąk! Szedł on przez świat i szedł, aż spotkał kota, był czarny i miał biały krawacik, a kot ten nazywał się Benio. Benio był bardzo dobrym kotem i wytłumaczył Bazylowi że Zosia bardzo się do niego przywiązała i płacze teraz prawie bez przerwy ( Benio to wie bo mieszkał po odejściu bazyla na dachu domu Zosi). Postanowił pomóc Bazylowi odszukać Zosię, gdy już odszukali chatkę zobaczyli, że Zosi w niej nie ma. Spytali się sąsiadów gdzie poszła, a oni odpowiedzieli, że do nieba. Bazyli gorzko zapłakał, łzy spływały po jego policzkach tuzinami. Po chwili pod łapami Bazyla pojawiła się kałuża, z której wypływał mały strumyczek wody, słonej wody. Bazyl postanowił, że musi ją odnaleźć. Szedł i szedł, i każdego po drodze się pytał gdzie jest NIEBO. wszyscy byli zdziwieni i niektórzy pokazywali mu chmury. Bazek pomyślał więc, że niebo to chmury. Pies zaczął skakać jak najwyżej potrafi lecz chmury ciągle były dla niego za wysoko. Pewnego wilgotnego dnia pies obudził się bardzo wcześnie, gdy otwarł oczy to aż go zatkało. Zobaczył on bowiem mnóstwo chmur, które są bardzo blisko ziemi (ludzie nazywają te zjawisko mgłą). Benek, przyjaciel Bazyla również zobaczył tę mgłę lecz nie rzucił się w nią tak jak Bazyl tylko siedział spokojnie, bo wiedział, że to tylko mgła. Gdy Bazyl nie wracał po 15 minutach Benio zaczął się powoli martwić i również wszedł we mgłę. Benio biegł jak najprędzej. Zobaczy Bazyla. Bazyl stał przed ulicą i płakał, dopiero teraz do niego dotarło, ze Zosia nie żyje. Szali więc oni w kierunki swojego domku z desek, Bazyl miał spuszczoną głowę, a Benek bacznie się rozglądał. Zobaczył nagle, że Bazyl z zieleniał, zapytał go więc z niepokojem co mu jest, lecz Bazyl nie chciał uwierzyć Benkowi, że zzieleniał, wydawało to mu się głupim kawałem przyjaciela, który miał rozluźnić atmosferze. -Ale Bazyl... ty naprawdę jesteś zielony - mówił z przekonaniem Benek. Ta jasne, a ludzie są fioletowi - stwierdził zły i smutny Bazyl. Dobra... to choć do lustra - powiedział Benio kierując Bazyla w stronę ich domu, aby Bazyl mógł przejrzeć się w lustrze. Gdy byli już w Bazylowej budzie nie mogli znaleźć żadnego. Benio zauważył wtedy, że Bazyl wrócił do swojej poprzedniej barwy. Benio nie wiedział co ma zrobić więc wybiegł z domu Bazyla uznając go za wariata. Bazyl podniósł się i już miał zamiar biec za Beniem kiedy zorientował się, że jest przywiązany. Nie wiedział co robić więc wył. Dalsze losy Bazyla były smutne i nieciekawe więc zajmijmy się Beniem. Beniowi było bardzo smutno, że zostawił Bazyla. Lecz trudno, ponieważ Benek nie wiedział już gdzie szukać Bazyla. Poszedł więc on sobie na zachód poszukać kolejnych przyjaciół. Chodził on, chodził i chodził. Nie umiał jednak znaleźć tak dobrego przyjaciela jak Baziek. Postanowił więc za wszelką cęnę odnaleźć Bazyla. W tym celu kupił sobie komórkę i zawiesił ją na szyi, a na każdym plakacie z portretem Bazia, który namalowała Beniowi miła pani z policji widniał jego numer telefonu. Dzielny kot chodził od miasta do miasta, od ulicy do ulicy, od słupa do słupa i rozklejał plakaty. W głębi duszy wierzył, że odnajdzie Bazyla. A jak to mówią - wiara czyni cuda. Pewnego mroźnego dnia miła kobieta zadzwoniła do Benia. Powiedziała, aby przyszedł do kawiarni "Pod papugami", a ona zaprowadzi go do Bazyla. Podobno Bazyl cały czas był przykuty łańcuchem do budy... jednak uwolnić Bazyla z tego okrutnego łańcucha mogłyby tylko łzy prawdziwego przyjaciela. Benek nie wierzył we własne szczęście i pobiegł rozanielony do knajpki "Pod papugami". Było to miłe i przestronne wnętrze, a na ścianach kawiarni były wymalowane wielkie i kolorowe papugi. Benek usiadł przy stoliku numer 3 i czekał. Po chwili do lokalu weszła rodzina z dziećmi. W tym momencie Benio postanowił zamówić sobie jabłecznik. Siedział więc teraz zajadając się jabłecznikiem. Do kawiarni weszła młoda kobieta. Rozejrzała się wokół jakby kogoś szukała. W końcu wyciągnęła z torebki kartkę i zaczęła z niej czytać numer "osiem, osiem, sześć, sześć, osiem...". Czytanie przerwał jej Benek, który powiedział głośno "To mój numer!". I wszystko stało się jasne! To ta kobieta wiedziała coś na temat Bazyla. I zaczęła się rozmowa... . Kobieta zaczęła tłumaczyć Beniowi wszystko od początku. A więc znalazła tego psa przypadkiem, bo wprowadziła się niedaleko, kiedy zaprzyjaźniła się z Bazylem ten opowiedział jej całą historię... o tym, że po odejściu Benka Bazyl wył straszliwie i usłyszała go zła czarownica. Czarownica nie chciała wcale pomóc Bazylego lecz nim go oszukała zaprzyjaźniła się z nim aby ten mógł opowiedzieć jejswoją smutnę historię. "Kiedy ona dowiedziała się o tym, że jego przyjaciel go zostawił szyderczo się zaśmiała i zaczarowała jego łańcuch tak aby odczarować go mogły tylko łzy prawdziwego przyjaciela" - powiedziała zasmucona kobieta. "Niestety... moja przyjaźń z Bazylem okazała się zbyt słaba aby przełamac czar, a mój przyjaciel mizerniał w oczach" - dodała. "Wtedy trafiło mi w ręce twoje ogłoszenie". Benek przerwał tę smutną opowieść kobiety słowami "Nie mogę tak zostawić mojego przyjaciela! Proszę mnie tam zabrać! NATYCHMIAST" Po niedługim czasie Ben siedział w samochodzie obok tajemniczej kobiety. W samochodzie panowała cisza. Przerwał ją tajemniczy turkot ze środka samochodu. Widac było, że opada on z sił.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dosia
I kl. gimnazjum
I kl. gimnazjum


Dołączył: 25 Lut 2006
Posty: 203
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Suwałki

Pewnego słonecznego dnia po ulicy chodził,mały zielono-niebieski kundelek.Nazywał się Bazyl. Bazyl szukał sam nie wiedział czego. On oglądał się na wszystkie strony za swoim ogonem. Nie potrafił go jednak złapać. Głupi pies, myśleli przechodnie spoglądając na Bazylka. Był to duży czy mały, zielony czy niebieski kundelek. Nie! To był kundelek niebiesko-zielony. A z resztą nieważne, wróćmy do naszej historii. Pewna mała dziewczynka o imieniu Zosia zobaczyła tego kundelka. Zobaczyła tego kundelka również sierotka Marysia, Czerwony Kapturek i Królewna Śnieżka. Och jaki piękny jest ten piesek jak słonko! - wzdychały Śnieżka i Kapturek. Chwila! Ale on jest zielono-niebieski, a słonko jest żółte. I tak w ogóle to chyba pomyliłyśmy bajki. Chodźmy do siebie, nara piesku. - powiedziała zdecydowanie Maryśka. No... narazie słodziutki, milutki, piękniutki... wzdychaniom Kapka i Śnieżki nie było końca. Dobra, dobra! uspokójcie się! - znów krzyknęła Marycha. No dobra już dobra idziemy, narka psiaku i poszły. (Hey, Zosiu czemu ucięłaś moją część?! Przez pomyłkę!)
Zosia zabrała Bazyla za sobą (i tak najbardziej ją polubiłSmile ) i zaopiekowała się nim jak należy , zaprowadziła do weterynarza kupiła akcesoria i przedstawiła rodzinie.Bazyl był bardzo szczęśliwy ,bo Zosia mu się podobała i cała jej rodzina też.Cieszył się,że znalazł taki dobry dom. Lecz nie podobało mu się życie w zamknięciu. ''-Chce być wolny, wolny, wolny.."- powtarzał mu jakiś wewnętrzny głos. Pewnego dnia Bazyl postanowił więc uciec z domu, od tej dobrej rodziny, która tyle dla niego zrobiła. Jego plan był następujący: Gdy Zosia wyjedzie z rodzicami na rowerze to ja otworze sobie nosem klamkę. Niestety była zima więc Zosia nie wzbierała się na rower, dzięki temu Bazyl miał dużo czasu na ćwiczenie otwierania drzwi skokiem.
Wreszcie nadeszła wiosna, Bazyl uciekł z domu, a wszyscy bardzo za nim tęsknili. Bazyl był bardzo szczęśliwy, szybko zapomniał o Zosi i jej rodzinie. Mało tego Bazyl ze szczęścia przybrał kolor biały! Teraz był pięknym psem, jednak zgłupiał trochę i nie potrafił się powstrzymać od dosyć nietypowego zachowania, bowiem nie mógł on się powstrzymać od...<chwila napięcia>... LIZANIA ludzkich rąk! Szedł on przez świat i szedł, aż spotkał kota, był czarny i miał biały krawacik, a kot ten nazywał się Benio. Benio był bardzo dobrym kotem i wytłumaczył Bazylowi że Zosia bardzo się do niego przywiązała i płacze teraz prawie bez przerwy ( Benio to wie bo mieszkał po odejściu bazyla na dachu domu Zosi). Postanowił pomóc Bazylowi odszukać Zosię, gdy już odszukali chatkę zobaczyli, że Zosi w niej nie ma. Spytali się sąsiadów gdzie poszła, a oni odpowiedzieli, że do nieba. Bazyli gorzko zapłakał, łzy spływały po jego policzkach tuzinami. Po chwili pod łapami Bazyla pojawiła się kałuża, z której wypływał mały strumyczek wody, słonej wody. Bazyl postanowił, że musi ją odnaleźć. Szedł i szedł, i każdego po drodze się pytał gdzie jest NIEBO. wszyscy byli zdziwieni i niektórzy pokazywali mu chmury. Bazek pomyślał więc, że niebo to chmury. Pies zaczął skakać jak najwyżej potrafi lecz chmury ciągle były dla niego za wysoko. Pewnego wilgotnego dnia pies obudził się bardzo wcześnie, gdy otwarł oczy to aż go zatkało. Zobaczył on bowiem mnóstwo chmur, które są bardzo blisko ziemi (ludzie nazywają te zjawisko mgłą). Benek, przyjaciel Bazyla również zobaczył tę mgłę lecz nie rzucił się w nią tak jak Bazyl tylko siedział spokojnie, bo wiedział, że to tylko mgła. Gdy Bazyl nie wracał po 15 minutach Benio zaczął się powoli martwić i również wszedł we mgłę. Benio biegł jak najprędzej. Zobaczy Bazyla. Bazyl stał przed ulicą i płakał, dopiero teraz do niego dotarło, ze Zosia nie żyje. Szali więc oni w kierunki swojego domku z desek, Bazyl miał spuszczoną głowę, a Benek bacznie się rozglądał. Zobaczył nagle, że Bazyl z zieleniał, zapytał go więc z niepokojem co mu jest, lecz Bazyl nie chciał uwierzyć Benkowi, że zzieleniał, wydawało to mu się głupim kawałem przyjaciela, który miał rozluźnić atmosferze. -Ale Bazyl... ty naprawdę jesteś zielony - mówił z przekonaniem Benek. Ta jasne, a ludzie są fioletowi - stwierdził zły i smutny Bazyl. Dobra... to choć do lustra - powiedział Benio kierując Bazyla w stronę ich domu, aby Bazyl mógł przejrzeć się w lustrze. Gdy byli już w Bazylowej budzie nie mogli znaleźć żadnego. Benio zauważył wtedy, że Bazyl wrócił do swojej poprzedniej barwy. Benio nie wiedział co ma zrobić więc wybiegł z domu Bazyla uznając go za wariata. Bazyl podniósł się i już miał zamiar biec za Beniem kiedy zorientował się, że jest przywiązany. Nie wiedział co robić więc wył. Dalsze losy Bazyla były smutne i nieciekawe więc zajmijmy się Beniem. Beniowi było bardzo smutno, że zostawił Bazyla. Lecz trudno, ponieważ Benek nie wiedział już gdzie szukać Bazyla. Poszedł więc on sobie na zachód poszukać kolejnych przyjaciół. Chodził on, chodził i chodził. Nie umiał jednak znaleźć tak dobrego przyjaciela jak Baziek. Postanowił więc za wszelką cęnę odnaleźć Bazyla. W tym celu kupił sobie komórkę i zawiesił ją na szyi, a na każdym plakacie z portretem Bazia, który namalowała Beniowi miła pani z policji widniał jego numer telefonu. Dzielny kot chodził od miasta do miasta, od ulicy do ulicy, od słupa do słupa i rozklejał plakaty. W głębi duszy wierzył, że odnajdzie Bazyla. A jak to mówią - wiara czyni cuda. Pewnego mroźnego dnia miła kobieta zadzwoniła do Benia. Powiedziała, aby przyszedł do kawiarni "Pod papugami", a ona zaprowadzi go do Bazyla. Podobno Bazyl cały czas był przykuty łańcuchem do budy... jednak uwolnić Bazyla z tego okrutnego łańcucha mogłyby tylko łzy prawdziwego przyjaciela. Benek nie wierzył we własne szczęście i pobiegł rozanielony do knajpki "Pod papugami". Było to miłe i przestronne wnętrze, a na ścianach kawiarni były wymalowane wielkie i kolorowe papugi. Benek usiadł przy stoliku numer 3 i czekał. Po chwili do lokalu weszła rodzina z dziećmi. W tym momencie Benio postanowił zamówić sobie jabłecznik. Siedział więc teraz zajadając się jabłecznikiem. Do kawiarni weszła młoda kobieta. Rozejrzała się wokół jakby kogoś szukała. W końcu wyciągnęła z torebki kartkę i zaczęła z niej czytać numer "osiem, osiem, sześć, sześć, osiem...". Czytanie przerwał jej Benek, który powiedział głośno "To mój numer!". I wszystko stało się jasne! To ta kobieta wiedziała coś na temat Bazyla. I zaczęła się rozmowa... . Kobieta zaczęła tłumaczyć Beniowi wszystko od początku. A więc znalazła tego psa przypadkiem, bo wprowadziła się niedaleko, kiedy zaprzyjaźniła się z Bazylem ten opowiedział jej całą historię... o tym, że po odejściu Benka Bazyl wył straszliwie i usłyszała go zła czarownica. Czarownica nie chciała wcale pomóc Bazylego lecz nim go oszukała zaprzyjaźniła się z nim aby ten mógł opowiedzieć jejswoją smutnę historię. "Kiedy ona dowiedziała się o tym, że jego przyjaciel go zostawił szyderczo się zaśmiała i zaczarowała jego łańcuch tak aby odczarować go mogły tylko łzy prawdziwego przyjaciela" - powiedziała zasmucona kobieta. "Niestety... moja przyjaźń z Bazylem okazała się zbyt słaba aby przełamac czar, a mój przyjaciel mizerniał w oczach" - dodała. "Wtedy trafiło mi w ręce twoje ogłoszenie". Benek przerwał tę smutną opowieść kobiety słowami "Nie mogę tak zostawić mojego przyjaciela! Proszę mnie tam zabrać! NATYCHMIAST" Po niedługim czasie Ben siedział w samochodzie obok tajemniczej kobiety. W samochodzie panowała cisza. Przerwał ją tajemniczy turkot ze środka samochodu. Widac było, że opada on z sił. Nagle samochód stanął, a spod jego maski zaczął wydobrywać się gęsty, ciemny dym.
-O nie! Co my teraz zrobimy? - zawołał przerażony Benek - Jeśli nie dojedziemy na czas to Bazyl może umrzeć! - dodał z przerażeniem


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
skakanka25
Doktor
Doktor


Dołączył: 13 Lut 2006
Posty: 850
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wojkowice

Pewnego słonecznego dnia po ulicy chodził,mały zielono-niebieski kundelek.Nazywał się Bazyl. Bazyl szukał sam nie wiedział czego. On oglądał się na wszystkie strony za swoim ogonem. Nie potrafił go jednak złapać. Głupi pies, myśleli przechodnie spoglądając na Bazylka. Był to duży czy mały, zielony czy niebieski kundelek. Nie! To był kundelek niebiesko-zielony. A z resztą nieważne, wróćmy do naszej historii. Pewna mała dziewczynka o imieniu Zosia zobaczyła tego kundelka. Zobaczyła tego kundelka również sierotka Marysia, Czerwony Kapturek i Królewna Śnieżka. Och jaki piękny jest ten piesek jak słonko! - wzdychały Śnieżka i Kapturek. Chwila! Ale on jest zielono-niebieski, a słonko jest żółte. I tak w ogóle to chyba pomyliłyśmy bajki. Chodźmy do siebie, nara piesku. - powiedziała zdecydowanie Maryśka. No... narazie słodziutki, milutki, piękniutki... wzdychaniom Kapka i Śnieżki nie było końca. Dobra, dobra! uspokójcie się! - znów krzyknęła Marycha. No dobra już dobra idziemy, narka psiaku i poszły. (Hey, Zosiu czemu ucięłaś moją część?! Przez pomyłkę!)
Zosia zabrała Bazyla za sobą (i tak najbardziej ją polubiłSmile ) i zaopiekowała się nim jak należy , zaprowadziła do weterynarza kupiła akcesoria i przedstawiła rodzinie.Bazyl był bardzo szczęśliwy ,bo Zosia mu się podobała i cała jej rodzina też.Cieszył się,że znalazł taki dobry dom. Lecz nie podobało mu się życie w zamknięciu. ''-Chce być wolny, wolny, wolny.."- powtarzał mu jakiś wewnętrzny głos. Pewnego dnia Bazyl postanowił więc uciec z domu, od tej dobrej rodziny, która tyle dla niego zrobiła. Jego plan był następujący: Gdy Zosia wyjedzie z rodzicami na rowerze to ja otworze sobie nosem klamkę. Niestety była zima więc Zosia nie wzbierała się na rower, dzięki temu Bazyl miał dużo czasu na ćwiczenie otwierania drzwi skokiem.
Wreszcie nadeszła wiosna, Bazyl uciekł z domu, a wszyscy bardzo za nim tęsknili. Bazyl był bardzo szczęśliwy, szybko zapomniał o Zosi i jej rodzinie. Mało tego Bazyl ze szczęścia przybrał kolor biały! Teraz był pięknym psem, jednak zgłupiał trochę i nie potrafił się powstrzymać od dosyć nietypowego zachowania, bowiem nie mógł on się powstrzymać od...<chwila napięcia>... LIZANIA ludzkich rąk! Szedł on przez świat i szedł, aż spotkał kota, był czarny i miał biały krawacik, a kot ten nazywał się Benio. Benio był bardzo dobrym kotem i wytłumaczył Bazylowi że Zosia bardzo się do niego przywiązała i płacze teraz prawie bez przerwy ( Benio to wie bo mieszkał po odejściu bazyla na dachu domu Zosi). Postanowił pomóc Bazylowi odszukać Zosię, gdy już odszukali chatkę zobaczyli, że Zosi w niej nie ma. Spytali się sąsiadów gdzie poszła, a oni odpowiedzieli, że do nieba. Bazyli gorzko zapłakał, łzy spływały po jego policzkach tuzinami. Po chwili pod łapami Bazyla pojawiła się kałuża, z której wypływał mały strumyczek wody, słonej wody. Bazyl postanowił, że musi ją odnaleźć. Szedł i szedł, i każdego po drodze się pytał gdzie jest NIEBO. wszyscy byli zdziwieni i niektórzy pokazywali mu chmury. Bazek pomyślał więc, że niebo to chmury. Pies zaczął skakać jak najwyżej potrafi lecz chmury ciągle były dla niego za wysoko. Pewnego wilgotnego dnia pies obudził się bardzo wcześnie, gdy otwarł oczy to aż go zatkało. Zobaczył on bowiem mnóstwo chmur, które są bardzo blisko ziemi (ludzie nazywają te zjawisko mgłą). Benek, przyjaciel Bazyla również zobaczył tę mgłę lecz nie rzucił się w nią tak jak Bazyl tylko siedział spokojnie, bo wiedział, że to tylko mgła. Gdy Bazyl nie wracał po 15 minutach Benio zaczął się powoli martwić i również wszedł we mgłę. Benio biegł jak najprędzej. Zobaczy Bazyla. Bazyl stał przed ulicą i płakał, dopiero teraz do niego dotarło, ze Zosia nie żyje. Szali więc oni w kierunki swojego domku z desek, Bazyl miał spuszczoną głowę, a Benek bacznie się rozglądał. Zobaczył nagle, że Bazyl z zieleniał, zapytał go więc z niepokojem co mu jest, lecz Bazyl nie chciał uwierzyć Benkowi, że zzieleniał, wydawało to mu się głupim kawałem przyjaciela, który miał rozluźnić atmosferze. -Ale Bazyl... ty naprawdę jesteś zielony - mówił z przekonaniem Benek. Ta jasne, a ludzie są fioletowi - stwierdził zły i smutny Bazyl. Dobra... to choć do lustra - powiedział Benio kierując Bazyla w stronę ich domu, aby Bazyl mógł przejrzeć się w lustrze. Gdy byli już w Bazylowej budzie nie mogli znaleźć żadnego. Benio zauważył wtedy, że Bazyl wrócił do swojej poprzedniej barwy. Benio nie wiedział co ma zrobić więc wybiegł z domu Bazyla uznając go za wariata. Bazyl podniósł się i już miał zamiar biec za Beniem kiedy zorientował się, że jest przywiązany. Nie wiedział co robić więc wył. Dalsze losy Bazyla były smutne i nieciekawe więc zajmijmy się Beniem. Beniowi było bardzo smutno, że zostawił Bazyla. Lecz trudno, ponieważ Benek nie wiedział już gdzie szukać Bazyla. Poszedł więc on sobie na zachód poszukać kolejnych przyjaciół. Chodził on, chodził i chodził. Nie umiał jednak znaleźć tak dobrego przyjaciela jak Baziek. Postanowił więc za wszelką cęnę odnaleźć Bazyla. W tym celu kupił sobie komórkę i zawiesił ją na szyi, a na każdym plakacie z portretem Bazia, który namalowała Beniowi miła pani z policji widniał jego numer telefonu. Dzielny kot chodził od miasta do miasta, od ulicy do ulicy, od słupa do słupa i rozklejał plakaty. W głębi duszy wierzył, że odnajdzie Bazyla. A jak to mówią - wiara czyni cuda. Pewnego mroźnego dnia miła kobieta zadzwoniła do Benia. Powiedziała, aby przyszedł do kawiarni "Pod papugami", a ona zaprowadzi go do Bazyla. Podobno Bazyl cały czas był przykuty łańcuchem do budy... jednak uwolnić Bazyla z tego okrutnego łańcucha mogłyby tylko łzy prawdziwego przyjaciela. Benek nie wierzył we własne szczęście i pobiegł rozanielony do knajpki "Pod papugami". Było to miłe i przestronne wnętrze, a na ścianach kawiarni były wymalowane wielkie i kolorowe papugi. Benek usiadł przy stoliku numer 3 i czekał. Po chwili do lokalu weszła rodzina z dziećmi. W tym momencie Benio postanowił zamówić sobie jabłecznik. Siedział więc teraz zajadając się jabłecznikiem. Do kawiarni weszła młoda kobieta. Rozejrzała się wokół jakby kogoś szukała. W końcu wyciągnęła z torebki kartkę i zaczęła z niej czytać numer "osiem, osiem, sześć, sześć, osiem...". Czytanie przerwał jej Benek, który powiedział głośno "To mój numer!". I wszystko stało się jasne! To ta kobieta wiedziała coś na temat Bazyla. I zaczęła się rozmowa... . Kobieta zaczęła tłumaczyć Beniowi wszystko od początku. A więc znalazła tego psa przypadkiem, bo wprowadziła się niedaleko, kiedy zaprzyjaźniła się z Bazylem ten opowiedział jej całą historię... o tym, że po odejściu Benka Bazyl wył straszliwie i usłyszała go zła czarownica. Czarownica nie chciała wcale pomóc Bazylego lecz nim go oszukała zaprzyjaźniła się z nim aby ten mógł opowiedzieć jejswoją smutnę historię. "Kiedy ona dowiedziała się o tym, że jego przyjaciel go zostawił szyderczo się zaśmiała i zaczarowała jego łańcuch tak aby odczarować go mogły tylko łzy prawdziwego przyjaciela" - powiedziała zasmucona kobieta. "Niestety... moja przyjaźń z Bazylem okazała się zbyt słaba aby przełamac czar, a mój przyjaciel mizerniał w oczach" - dodała. "Wtedy trafiło mi w ręce twoje ogłoszenie". Benek przerwał tę smutną opowieść kobiety słowami "Nie mogę tak zostawić mojego przyjaciela! Proszę mnie tam zabrać! NATYCHMIAST" Po niedługim czasie Ben siedział w samochodzie obok tajemniczej kobiety. W samochodzie panowała cisza. Przerwał ją tajemniczy turkot ze środka samochodu. Widac było, że opada on z sił. Nagle samochód stanął, a spod jego maski zaczął wydobrywać się gęsty, ciemny dym.
-O nie! Co my teraz zrobimy? - zawołał przerażony Benek - Jeśli nie dojedziemy na czas to Bazyl może umrzeć! - dodał z przerażeniem . Rozejrzał się wokół. Kobieta gdzieś dzwoniła. Po 15 minutach podjechała laweta.
-Pokaże ci gdzie masz wyskoczyć abyś trafił do Baza - mówiła kobieta siedząca na lawecie obok Benia
-A pani? - spytał się kot
-Ja muszę jechać z tymi panami do warsztatu.
Nastała cisza.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ula
III kl. podstawówki
III kl. podstawówki


Dołączył: 19 Mar 2006
Posty: 149
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Pewnego słonecznego dnia po ulicy chodził,mały zielono-niebieski kundelek.Nazywał się Bazyl. Bazyl szukał sam nie wiedział czego. On oglądał się na wszystkie strony za swoim ogonem. Nie potrafił go jednak złapać. Głupi pies, myśleli przechodnie spoglądając na Bazylka. Był to duży czy mały, zielony czy niebieski kundelek. Nie! To był kundelek niebiesko-zielony. A z resztą nieważne, wróćmy do naszej historii. Pewna mała dziewczynka o imieniu Zosia zobaczyła tego kundelka. Zobaczyła tego kundelka również sierotka Marysia, Czerwony Kapturek i Królewna Śnieżka. Och jaki piękny jest ten piesek jak słonko! - wzdychały Śnieżka i Kapturek. Chwila! Ale on jest zielono-niebieski, a słonko jest żółte. I tak w ogóle to chyba pomyliłyśmy bajki. Chodźmy do siebie, nara piesku. - powiedziała zdecydowanie Maryśka. No... narazie słodziutki, milutki, piękniutki... wzdychaniom Kapka i Śnieżki nie było końca. Dobra, dobra! uspokójcie się! - znów krzyknęła Marycha. No dobra już dobra idziemy, narka psiaku i poszły. (Hey, Zosiu czemu ucięłaś moją część?! Przez pomyłkę!)
Zosia zabrała Bazyla za sobą (i tak najbardziej ją polubiłSmile ) i zaopiekowała się nim jak należy , zaprowadziła do weterynarza kupiła akcesoria i przedstawiła rodzinie.Bazyl był bardzo szczęśliwy ,bo Zosia mu się podobała i cała jej rodzina też.Cieszył się,że znalazł taki dobry dom. Lecz nie podobało mu się życie w zamknięciu. ''-Chce być wolny, wolny, wolny.."- powtarzał mu jakiś wewnętrzny głos. Pewnego dnia Bazyl postanowił więc uciec z domu, od tej dobrej rodziny, która tyle dla niego zrobiła. Jego plan był następujący: Gdy Zosia wyjedzie z rodzicami na rowerze to ja otworze sobie nosem klamkę. Niestety była zima więc Zosia nie wzbierała się na rower, dzięki temu Bazyl miał dużo czasu na ćwiczenie otwierania drzwi skokiem.
Wreszcie nadeszła wiosna, Bazyl uciekł z domu, a wszyscy bardzo za nim tęsknili. Bazyl był bardzo szczęśliwy, szybko zapomniał o Zosi i jej rodzinie. Mało tego Bazyl ze szczęścia przybrał kolor biały! Teraz był pięknym psem, jednak zgłupiał trochę i nie potrafił się powstrzymać od dosyć nietypowego zachowania, bowiem nie mógł on się powstrzymać od...<chwila napięcia>... LIZANIA ludzkich rąk! Szedł on przez świat i szedł, aż spotkał kota, był czarny i miał biały krawacik, a kot ten nazywał się Benio. Benio był bardzo dobrym kotem i wytłumaczył Bazylowi że Zosia bardzo się do niego przywiązała i płacze teraz prawie bez przerwy ( Benio to wie bo mieszkał po odejściu bazyla na dachu domu Zosi). Postanowił pomóc Bazylowi odszukać Zosię, gdy już odszukali chatkę zobaczyli, że Zosi w niej nie ma. Spytali się sąsiadów gdzie poszła, a oni odpowiedzieli, że do nieba. Bazyli gorzko zapłakał, łzy spływały po jego policzkach tuzinami. Po chwili pod łapami Bazyla pojawiła się kałuża, z której wypływał mały strumyczek wody, słonej wody. Bazyl postanowił, że musi ją odnaleźć. Szedł i szedł, i każdego po drodze się pytał gdzie jest NIEBO. wszyscy byli zdziwieni i niektórzy pokazywali mu chmury. Bazek pomyślał więc, że niebo to chmury. Pies zaczął skakać jak najwyżej potrafi lecz chmury ciągle były dla niego za wysoko. Pewnego wilgotnego dnia pies obudził się bardzo wcześnie, gdy otwarł oczy to aż go zatkało. Zobaczył on bowiem mnóstwo chmur, które są bardzo blisko ziemi (ludzie nazywają te zjawisko mgłą). Benek, przyjaciel Bazyla również zobaczył tę mgłę lecz nie rzucił się w nią tak jak Bazyl tylko siedział spokojnie, bo wiedział, że to tylko mgła. Gdy Bazyl nie wracał po 15 minutach Benio zaczął się powoli martwić i również wszedł we mgłę. Benio biegł jak najprędzej. Zobaczy Bazyla. Bazyl stał przed ulicą i płakał, dopiero teraz do niego dotarło, ze Zosia nie żyje. Szali więc oni w kierunki swojego domku z desek, Bazyl miał spuszczoną głowę, a Benek bacznie się rozglądał. Zobaczył nagle, że Bazyl z zieleniał, zapytał go więc z niepokojem co mu jest, lecz Bazyl nie chciał uwierzyć Benkowi, że zzieleniał, wydawało to mu się głupim kawałem przyjaciela, który miał rozluźnić atmosferze. -Ale Bazyl... ty naprawdę jesteś zielony - mówił z przekonaniem Benek. Ta jasne, a ludzie są fioletowi - stwierdził zły i smutny Bazyl. Dobra... to choć do lustra - powiedział Benio kierując Bazyla w stronę ich domu, aby Bazyl mógł przejrzeć się w lustrze. Gdy byli już w Bazylowej budzie nie mogli znaleźć żadnego. Benio zauważył wtedy, że Bazyl wrócił do swojej poprzedniej barwy. Benio nie wiedział co ma zrobić więc wybiegł z domu Bazyla uznając go za wariata. Bazyl podniósł się i już miał zamiar biec za Beniem kiedy zorientował się, że jest przywiązany. Nie wiedział co robić więc wył. Dalsze losy Bazyla były smutne i nieciekawe więc zajmijmy się Beniem. Beniowi było bardzo smutno, że zostawił Bazyla. Lecz trudno, ponieważ Benek nie wiedział już gdzie szukać Bazyla. Poszedł więc on sobie na zachód poszukać kolejnych przyjaciół. Chodził on, chodził i chodził. Nie umiał jednak znaleźć tak dobrego przyjaciela jak Baziek. Postanowił więc za wszelką cęnę odnaleźć Bazyla. W tym celu kupił sobie komórkę i zawiesił ją na szyi, a na każdym plakacie z portretem Bazia, który namalowała Beniowi miła pani z policji widniał jego numer telefonu. Dzielny kot chodził od miasta do miasta, od ulicy do ulicy, od słupa do słupa i rozklejał plakaty. W głębi duszy wierzył, że odnajdzie Bazyla. A jak to mówią - wiara czyni cuda. Pewnego mroźnego dnia miła kobieta zadzwoniła do Benia. Powiedziała, aby przyszedł do kawiarni "Pod papugami", a ona zaprowadzi go do Bazyla. Podobno Bazyl cały czas był przykuty łańcuchem do budy... jednak uwolnić Bazyla z tego okrutnego łańcucha mogłyby tylko łzy prawdziwego przyjaciela. Benek nie wierzył we własne szczęście i pobiegł rozanielony do knajpki "Pod papugami". Było to miłe i przestronne wnętrze, a na ścianach kawiarni były wymalowane wielkie i kolorowe papugi. Benek usiadł przy stoliku numer 3 i czekał. Po chwili do lokalu weszła rodzina z dziećmi. W tym momencie Benio postanowił zamówić sobie jabłecznik. Siedział więc teraz zajadając się jabłecznikiem. Do kawiarni weszła młoda kobieta. Rozejrzała się wokół jakby kogoś szukała. W końcu wyciągnęła z torebki kartkę i zaczęła z niej czytać numer "osiem, osiem, sześć, sześć, osiem...". Czytanie przerwał jej Benek, który powiedział głośno "To mój numer!". I wszystko stało się jasne! To ta kobieta wiedziała coś na temat Bazyla. I zaczęła się rozmowa... . Kobieta zaczęła tłumaczyć Beniowi wszystko od początku. A więc znalazła tego psa przypadkiem, bo wprowadziła się niedaleko, kiedy zaprzyjaźniła się z Bazylem ten opowiedział jej całą historię... o tym, że po odejściu Benka Bazyl wył straszliwie i usłyszała go zła czarownica. Czarownica nie chciała wcale pomóc Bazylego lecz nim go oszukała zaprzyjaźniła się z nim aby ten mógł opowiedzieć jejswoją smutnę historię. "Kiedy ona dowiedziała się o tym, że jego przyjaciel go zostawił szyderczo się zaśmiała i zaczarowała jego łańcuch tak aby odczarować go mogły tylko łzy prawdziwego przyjaciela" - powiedziała zasmucona kobieta. "Niestety... moja przyjaźń z Bazylem okazała się zbyt słaba aby przełamac czar, a mój przyjaciel mizerniał w oczach" - dodała. "Wtedy trafiło mi w ręce twoje ogłoszenie". Benek przerwał tę smutną opowieść kobiety słowami "Nie mogę tak zostawić mojego przyjaciela! Proszę mnie tam zabrać! NATYCHMIAST" Po niedługim czasie Ben siedział w samochodzie obok tajemniczej kobiety. W samochodzie panowała cisza. Przerwał ją tajemniczy turkot ze środka samochodu. Widac było, że opada on z sił. Nagle samochód stanął, a spod jego maski zaczął wydobrywać się gęsty, ciemny dym.
-O nie! Co my teraz zrobimy? - zawołał przerażony Benek - Jeśli nie dojedziemy na czas to Bazyl może umrzeć! - dodał z przerażeniem . Rozejrzał się wokół. Kobieta gdzieś dzwoniła. Po 15 minutach podjechała laweta.
-Pokaże ci gdzie masz wyskoczyć abyś trafił do Baza - mówiła kobieta siedząca na lawecie obok Benia
-A pani? - spytał się kot
-Ja muszę jechać z tymi panami do warsztatu.
Nastała cisza. Po półgodziny kobieta odezwała się do kota: -Skacz tu i idź na punoc! Benek posłusznie wyskoczył i skierował się na punoc.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
skakanka25
Doktor
Doktor


Dołączył: 13 Lut 2006
Posty: 850
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wojkowice

Pewnego słonecznego dnia po ulicy chodził,mały zielono-niebieski kundelek.Nazywał się Bazyl. Bazyl szukał sam nie wiedział czego. On oglądał się na wszystkie strony za swoim ogonem. Nie potrafił go jednak złapać. Głupi pies, myśleli przechodnie spoglądając na Bazylka. Był to duży czy mały, zielony czy niebieski kundelek. Nie! To był kundelek niebiesko-zielony. A z resztą nieważne, wróćmy do naszej historii. Pewna mała dziewczynka o imieniu Zosia zobaczyła tego kundelka. Zobaczyła tego kundelka również sierotka Marysia, Czerwony Kapturek i Królewna Śnieżka. Och jaki piękny jest ten piesek jak słonko! - wzdychały Śnieżka i Kapturek. Chwila! Ale on jest zielono-niebieski, a słonko jest żółte. I tak w ogóle to chyba pomyliłyśmy bajki. Chodźmy do siebie, nara piesku. - powiedziała zdecydowanie Maryśka. No... narazie słodziutki, milutki, piękniutki... wzdychaniom Kapka i Śnieżki nie było końca. Dobra, dobra! uspokójcie się! - znów krzyknęła Marycha. No dobra już dobra idziemy, narka psiaku i poszły. (Hey, Zosiu czemu ucięłaś moją część?! Przez pomyłkę!)
Zosia zabrała Bazyla za sobą (i tak najbardziej ją polubiłSmile ) i zaopiekowała się nim jak należy , zaprowadziła do weterynarza kupiła akcesoria i przedstawiła rodzinie.Bazyl był bardzo szczęśliwy ,bo Zosia mu się podobała i cała jej rodzina też.Cieszył się,że znalazł taki dobry dom. Lecz nie podobało mu się życie w zamknięciu. ''-Chce być wolny, wolny, wolny.."- powtarzał mu jakiś wewnętrzny głos. Pewnego dnia Bazyl postanowił więc uciec z domu, od tej dobrej rodziny, która tyle dla niego zrobiła. Jego plan był następujący: Gdy Zosia wyjedzie z rodzicami na rowerze to ja otworze sobie nosem klamkę. Niestety była zima więc Zosia nie wzbierała się na rower, dzięki temu Bazyl miał dużo czasu na ćwiczenie otwierania drzwi skokiem.
Wreszcie nadeszła wiosna, Bazyl uciekł z domu, a wszyscy bardzo za nim tęsknili. Bazyl był bardzo szczęśliwy, szybko zapomniał o Zosi i jej rodzinie. Mało tego Bazyl ze szczęścia przybrał kolor biały! Teraz był pięknym psem, jednak zgłupiał trochę i nie potrafił się powstrzymać od dosyć nietypowego zachowania, bowiem nie mógł on się powstrzymać od...<chwila napięcia>... LIZANIA ludzkich rąk! Szedł on przez świat i szedł, aż spotkał kota, był czarny i miał biały krawacik, a kot ten nazywał się Benio. Benio był bardzo dobrym kotem i wytłumaczył Bazylowi że Zosia bardzo się do niego przywiązała i płacze teraz prawie bez przerwy ( Benio to wie bo mieszkał po odejściu bazyla na dachu domu Zosi). Postanowił pomóc Bazylowi odszukać Zosię, gdy już odszukali chatkę zobaczyli, że Zosi w niej nie ma. Spytali się sąsiadów gdzie poszła, a oni odpowiedzieli, że do nieba. Bazyli gorzko zapłakał, łzy spływały po jego policzkach tuzinami. Po chwili pod łapami Bazyla pojawiła się kałuża, z której wypływał mały strumyczek wody, słonej wody. Bazyl postanowił, że musi ją odnaleźć. Szedł i szedł, i każdego po drodze się pytał gdzie jest NIEBO. wszyscy byli zdziwieni i niektórzy pokazywali mu chmury. Bazek pomyślał więc, że niebo to chmury. Pies zaczął skakać jak najwyżej potrafi lecz chmury ciągle były dla niego za wysoko. Pewnego wilgotnego dnia pies obudził się bardzo wcześnie, gdy otwarł oczy to aż go zatkało. Zobaczył on bowiem mnóstwo chmur, które są bardzo blisko ziemi (ludzie nazywają te zjawisko mgłą). Benek, przyjaciel Bazyla również zobaczył tę mgłę lecz nie rzucił się w nią tak jak Bazyl tylko siedział spokojnie, bo wiedział, że to tylko mgła. Gdy Bazyl nie wracał po 15 minutach Benio zaczął się powoli martwić i również wszedł we mgłę. Benio biegł jak najprędzej. Zobaczy Bazyla. Bazyl stał przed ulicą i płakał, dopiero teraz do niego dotarło, ze Zosia nie żyje. Szali więc oni w kierunki swojego domku z desek, Bazyl miał spuszczoną głowę, a Benek bacznie się rozglądał. Zobaczył nagle, że Bazyl z zieleniał, zapytał go więc z niepokojem co mu jest, lecz Bazyl nie chciał uwierzyć Benkowi, że zzieleniał, wydawało to mu się głupim kawałem przyjaciela, który miał rozluźnić atmosferze. -Ale Bazyl... ty naprawdę jesteś zielony - mówił z przekonaniem Benek. Ta jasne, a ludzie są fioletowi - stwierdził zły i smutny Bazyl. Dobra... to choć do lustra - powiedział Benio kierując Bazyla w stronę ich domu, aby Bazyl mógł przejrzeć się w lustrze. Gdy byli już w Bazylowej budzie nie mogli znaleźć żadnego. Benio zauważył wtedy, że Bazyl wrócił do swojej poprzedniej barwy. Benio nie wiedział co ma zrobić więc wybiegł z domu Bazyla uznając go za wariata. Bazyl podniósł się i już miał zamiar biec za Beniem kiedy zorientował się, że jest przywiązany. Nie wiedział co robić więc wył. Dalsze losy Bazyla były smutne i nieciekawe więc zajmijmy się Beniem. Beniowi było bardzo smutno, że zostawił Bazyla. Lecz trudno, ponieważ Benek nie wiedział już gdzie szukać Bazyla. Poszedł więc on sobie na zachód poszukać kolejnych przyjaciół. Chodził on, chodził i chodził. Nie umiał jednak znaleźć tak dobrego przyjaciela jak Baziek. Postanowił więc za wszelką cęnę odnaleźć Bazyla. W tym celu kupił sobie komórkę i zawiesił ją na szyi, a na każdym plakacie z portretem Bazia, który namalowała Beniowi miła pani z policji widniał jego numer telefonu. Dzielny kot chodził od miasta do miasta, od ulicy do ulicy, od słupa do słupa i rozklejał plakaty. W głębi duszy wierzył, że odnajdzie Bazyla. A jak to mówią - wiara czyni cuda. Pewnego mroźnego dnia miła kobieta zadzwoniła do Benia. Powiedziała, aby przyszedł do kawiarni "Pod papugami", a ona zaprowadzi go do Bazyla. Podobno Bazyl cały czas był przykuty łańcuchem do budy... jednak uwolnić Bazyla z tego okrutnego łańcucha mogłyby tylko łzy prawdziwego przyjaciela. Benek nie wierzył we własne szczęście i pobiegł rozanielony do knajpki "Pod papugami". Było to miłe i przestronne wnętrze, a na ścianach kawiarni były wymalowane wielkie i kolorowe papugi. Benek usiadł przy stoliku numer 3 i czekał. Po chwili do lokalu weszła rodzina z dziećmi. W tym momencie Benio postanowił zamówić sobie jabłecznik. Siedział więc teraz zajadając się jabłecznikiem. Do kawiarni weszła młoda kobieta. Rozejrzała się wokół jakby kogoś szukała. W końcu wyciągnęła z torebki kartkę i zaczęła z niej czytać numer "osiem, osiem, sześć, sześć, osiem...". Czytanie przerwał jej Benek, który powiedział głośno "To mój numer!". I wszystko stało się jasne! To ta kobieta wiedziała coś na temat Bazyla. I zaczęła się rozmowa... . Kobieta zaczęła tłumaczyć Beniowi wszystko od początku. A więc znalazła tego psa przypadkiem, bo wprowadziła się niedaleko, kiedy zaprzyjaźniła się z Bazylem ten opowiedział jej całą historię... o tym, że po odejściu Benka Bazyl wył straszliwie i usłyszała go zła czarownica. Czarownica nie chciała wcale pomóc Bazylego lecz nim go oszukała zaprzyjaźniła się z nim aby ten mógł opowiedzieć jejswoją smutnę historię. "Kiedy ona dowiedziała się o tym, że jego przyjaciel go zostawił szyderczo się zaśmiała i zaczarowała jego łańcuch tak aby odczarować go mogły tylko łzy prawdziwego przyjaciela" - powiedziała zasmucona kobieta. "Niestety... moja przyjaźń z Bazylem okazała się zbyt słaba aby przełamac czar, a mój przyjaciel mizerniał w oczach" - dodała. "Wtedy trafiło mi w ręce twoje ogłoszenie". Benek przerwał tę smutną opowieść kobiety słowami "Nie mogę tak zostawić mojego przyjaciela! Proszę mnie tam zabrać! NATYCHMIAST" Po niedługim czasie Ben siedział w samochodzie obok tajemniczej kobiety. W samochodzie panowała cisza. Przerwał ją tajemniczy turkot ze środka samochodu. Widac było, że opada on z sił. Nagle samochód stanął, a spod jego maski zaczął wydobrywać się gęsty, ciemny dym.
-O nie! Co my teraz zrobimy? - zawołał przerażony Benek - Jeśli nie dojedziemy na czas to Bazyl może umrzeć! - dodał z przerażeniem . Rozejrzał się wokół. Kobieta gdzieś dzwoniła. Po 15 minutach podjechała laweta.
-Pokaże ci gdzie masz wyskoczyć abyś trafił do Baza - mówiła kobieta siedząca na lawecie obok Benia
-A pani? - spytał się kot
-Ja muszę jechać z tymi panami do warsztatu.
Nastała cisza. Po pół godziny kobieta odezwała się do kota: -Skacz tu i idź na północ! Benek posłusznie wyskoczył i skierował się na północ. Szedł i szedł. Wszedł do lasu i prawie nie wiedział gdzie jest północ, ale zorientował się po mchu na drzewach. Wyszedł z lasu i już zobaczył budę Bazka... do pokonania została mu rzeka.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
eline114
I kl. gimnazjum
I kl. gimnazjum


Dołączył: 08 Gru 2006
Posty: 201
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kobylanka

Pewnego słonecznego dnia po ulicy chodził,mały zielono-niebieski kundelek.Nazywał się Bazyl. Bazyl szukał sam nie wiedział czego. On oglądał się na wszystkie strony za swoim ogonem. Nie potrafił go jednak złapać. Głupi pies, myśleli przechodnie spoglądając na Bazylka. Był to duży czy mały, zielony czy niebieski kundelek. Nie! To był kundelek niebiesko-zielony. A z resztą nieważne, wróćmy do naszej historii. Pewna mała dziewczynka o imieniu Zosia zobaczyła tego kundelka. Zobaczyła tego kundelka również sierotka Marysia, Czerwony Kapturek i Królewna Śnieżka. Och jaki piękny jest ten piesek jak słonko! - wzdychały Śnieżka i Kapturek. Chwila! Ale on jest zielono-niebieski, a słonko jest żółte. I tak w ogóle to chyba pomyliłyśmy bajki. Chodźmy do siebie, nara piesku. - powiedziała zdecydowanie Maryśka. No... narazie słodziutki, milutki, piękniutki... wzdychaniom Kapka i Śnieżki nie było końca. Dobra, dobra! uspokójcie się! - znów krzyknęła Marycha. No dobra już dobra idziemy, narka psiaku i poszły. (Hey, Zosiu czemu ucięłaś moją część?! Przez pomyłkę!)
Zosia zabrała Bazyla za sobą (i tak najbardziej ją polubiłSmile ) i zaopiekowała się nim jak należy , zaprowadziła do weterynarza kupiła akcesoria i przedstawiła rodzinie.Bazyl był bardzo szczęśliwy ,bo Zosia mu się podobała i cała jej rodzina też.Cieszył się,że znalazł taki dobry dom. Lecz nie podobało mu się życie w zamknięciu. ''-Chce być wolny, wolny, wolny.."- powtarzał mu jakiś wewnętrzny głos. Pewnego dnia Bazyl postanowił więc uciec z domu, od tej dobrej rodziny, która tyle dla niego zrobiła. Jego plan był następujący: Gdy Zosia wyjedzie z rodzicami na rowerze to ja otworze sobie nosem klamkę. Niestety była zima więc Zosia nie wzbierała się na rower, dzięki temu Bazyl miał dużo czasu na ćwiczenie otwierania drzwi skokiem.
Wreszcie nadeszła wiosna, Bazyl uciekł z domu, a wszyscy bardzo za nim tęsknili. Bazyl był bardzo szczęśliwy, szybko zapomniał o Zosi i jej rodzinie. Mało tego Bazyl ze szczęścia przybrał kolor biały! Teraz był pięknym psem, jednak zgłupiał trochę i nie potrafił się powstrzymać od dosyć nietypowego zachowania, bowiem nie mógł on się powstrzymać od...<chwila napięcia>... LIZANIA ludzkich rąk! Szedł on przez świat i szedł, aż spotkał kota, był czarny i miał biały krawacik, a kot ten nazywał się Benio. Benio był bardzo dobrym kotem i wytłumaczył Bazylowi że Zosia bardzo się do niego przywiązała i płacze teraz prawie bez przerwy ( Benio to wie bo mieszkał po odejściu bazyla na dachu domu Zosi). Postanowił pomóc Bazylowi odszukać Zosię, gdy już odszukali chatkę zobaczyli, że Zosi w niej nie ma. Spytali się sąsiadów gdzie poszła, a oni odpowiedzieli, że do nieba. Bazyli gorzko zapłakał, łzy spływały po jego policzkach tuzinami. Po chwili pod łapami Bazyla pojawiła się kałuża, z której wypływał mały strumyczek wody, słonej wody. Bazyl postanowił, że musi ją odnaleźć. Szedł i szedł, i każdego po drodze się pytał gdzie jest NIEBO. wszyscy byli zdziwieni i niektórzy pokazywali mu chmury. Bazek pomyślał więc, że niebo to chmury. Pies zaczął skakać jak najwyżej potrafi lecz chmury ciągle były dla niego za wysoko. Pewnego wilgotnego dnia pies obudził się bardzo wcześnie, gdy otwarł oczy to aż go zatkało. Zobaczył on bowiem mnóstwo chmur, które są bardzo blisko ziemi (ludzie nazywają te zjawisko mgłą). Benek, przyjaciel Bazyla również zobaczył tę mgłę lecz nie rzucił się w nią tak jak Bazyl tylko siedział spokojnie, bo wiedział, że to tylko mgła. Gdy Bazyl nie wracał po 15 minutach Benio zaczął się powoli martwić i również wszedł we mgłę. Benio biegł jak najprędzej. Zobaczy Bazyla. Bazyl stał przed ulicą i płakał, dopiero teraz do niego dotarło, ze Zosia nie żyje. Szali więc oni w kierunki swojego domku z desek, Bazyl miał spuszczoną głowę, a Benek bacznie się rozglądał. Zobaczył nagle, że Bazyl z zieleniał, zapytał go więc z niepokojem co mu jest, lecz Bazyl nie chciał uwierzyć Benkowi, że zzieleniał, wydawało to mu się głupim kawałem przyjaciela, który miał rozluźnić atmosferze. -Ale Bazyl... ty naprawdę jesteś zielony - mówił z przekonaniem Benek. Ta jasne, a ludzie są fioletowi - stwierdził zły i smutny Bazyl. Dobra... to choć do lustra - powiedział Benio kierując Bazyla w stronę ich domu, aby Bazyl mógł przejrzeć się w lustrze. Gdy byli już w Bazylowej budzie nie mogli znaleźć żadnego. Benio zauważył wtedy, że Bazyl wrócił do swojej poprzedniej barwy. Benio nie wiedział co ma zrobić więc wybiegł z domu Bazyla uznając go za wariata. Bazyl podniósł się i już miał zamiar biec za Beniem kiedy zorientował się, że jest przywiązany. Nie wiedział co robić więc wył. Dalsze losy Bazyla były smutne i nieciekawe więc zajmijmy się Beniem. Beniowi było bardzo smutno, że zostawił Bazyla. Lecz trudno, ponieważ Benek nie wiedział już gdzie szukać Bazyla. Poszedł więc on sobie na zachód poszukać kolejnych przyjaciół. Chodził on, chodził i chodził. Nie umiał jednak znaleźć tak dobrego przyjaciela jak Baziek. Postanowił więc za wszelką cęnę odnaleźć Bazyla. W tym celu kupił sobie komórkę i zawiesił ją na szyi, a na każdym plakacie z portretem Bazia, który namalowała Beniowi miła pani z policji widniał jego numer telefonu. Dzielny kot chodził od miasta do miasta, od ulicy do ulicy, od słupa do słupa i rozklejał plakaty. W głębi duszy wierzył, że odnajdzie Bazyla. A jak to mówią - wiara czyni cuda. Pewnego mroźnego dnia miła kobieta zadzwoniła do Benia. Powiedziała, aby przyszedł do kawiarni "Pod papugami", a ona zaprowadzi go do Bazyla. Podobno Bazyl cały czas był przykuty łańcuchem do budy... jednak uwolnić Bazyla z tego okrutnego łańcucha mogłyby tylko łzy prawdziwego przyjaciela. Benek nie wierzył we własne szczęście i pobiegł rozanielony do knajpki "Pod papugami". Było to miłe i przestronne wnętrze, a na ścianach kawiarni były wymalowane wielkie i kolorowe papugi. Benek usiadł przy stoliku numer 3 i czekał. Po chwili do lokalu weszła rodzina z dziećmi. W tym momencie Benio postanowił zamówić sobie jabłecznik. Siedział więc teraz zajadając się jabłecznikiem. Do kawiarni weszła młoda kobieta. Rozejrzała się wokół jakby kogoś szukała. W końcu wyciągnęła z torebki kartkę i zaczęła z niej czytać numer "osiem, osiem, sześć, sześć, osiem...". Czytanie przerwał jej Benek, który powiedział głośno "To mój numer!". I wszystko stało się jasne! To ta kobieta wiedziała coś na temat Bazyla. I zaczęła się rozmowa... . Kobieta zaczęła tłumaczyć Beniowi wszystko od początku. A więc znalazła tego psa przypadkiem, bo wprowadziła się niedaleko, kiedy zaprzyjaźniła się z Bazylem ten opowiedział jej całą historię... o tym, że po odejściu Benka Bazyl wył straszliwie i usłyszała go zła czarownica. Czarownica nie chciała wcale pomóc Bazylego lecz nim go oszukała zaprzyjaźniła się z nim aby ten mógł opowiedzieć jejswoją smutnę historię. "Kiedy ona dowiedziała się o tym, że jego przyjaciel go zostawił szyderczo się zaśmiała i zaczarowała jego łańcuch tak aby odczarować go mogły tylko łzy prawdziwego przyjaciela" - powiedziała zasmucona kobieta. "Niestety... moja przyjaźń z Bazylem okazała się zbyt słaba aby przełamac czar, a mój przyjaciel mizerniał w oczach" - dodała. "Wtedy trafiło mi w ręce twoje ogłoszenie". Benek przerwał tę smutną opowieść kobiety słowami "Nie mogę tak zostawić mojego przyjaciela! Proszę mnie tam zabrać! NATYCHMIAST" Po niedługim czasie Ben siedział w samochodzie obok tajemniczej kobiety. W samochodzie panowała cisza. Przerwał ją tajemniczy turkot ze środka samochodu. Widac było, że opada on z sił. Nagle samochód stanął, a spod jego maski zaczął wydobrywać się gęsty, ciemny dym.
-O nie! Co my teraz zrobimy? - zawołał przerażony Benek - Jeśli nie dojedziemy na czas to Bazyl może umrzeć! - dodał z przerażeniem . Rozejrzał się wokół. Kobieta gdzieś dzwoniła. Po 15 minutach podjechała laweta.
-Pokaże ci gdzie masz wyskoczyć abyś trafił do Baza - mówiła kobieta siedząca na lawecie obok Benia
-A pani? - spytał się kot
-Ja muszę jechać z tymi panami do warsztatu.
Nastała cisza. Po pół godziny kobieta odezwała się do kota: -Skacz tu i idź na północ! Benek posłusznie wyskoczył i skierował się na północ. Szedł i szedł. Wszedł do lasu i prawie nie wiedział gdzie jest północ, ale zorientował się po mchu na drzewach. Wyszedł z lasu i już zobaczył budę Bazka... do pokonania została mu rzeka. Jak wiadomo koty boją się wody. Benek postanowił więc szukać kładki.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Anna_cz
I kl. gimnazjum
I kl. gimnazjum


Dołączył: 03 Lis 2006
Posty: 220
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

Pewnego słonecznego dnia po ulicy chodził,mały zielono-niebieski kundelek.Nazywał się Bazyl. Bazyl szukał sam nie wiedział czego. On oglądał się na wszystkie strony za swoim ogonem. Nie potrafił go jednak złapać. Głupi pies, myśleli przechodnie spoglądając na Bazylka. Był to duży czy mały, zielony czy niebieski kundelek. Nie! To był kundelek niebiesko-zielony. A z resztą nieważne, wróćmy do naszej historii. Pewna mała dziewczynka o imieniu Zosia zobaczyła tego kundelka. Zobaczyła tego kundelka również sierotka Marysia, Czerwony Kapturek i Królewna Śnieżka. Och jaki piękny jest ten piesek jak słonko! - wzdychały Śnieżka i Kapturek. Chwila! Ale on jest zielono-niebieski, a słonko jest żółte. I tak w ogóle to chyba pomyliłyśmy bajki. Chodźmy do siebie, nara piesku. - powiedziała zdecydowanie Maryśka. No... narazie słodziutki, milutki, piękniutki... wzdychaniom Kapka i Śnieżki nie było końca. Dobra, dobra! uspokójcie się! - znów krzyknęła Marycha. No dobra już dobra idziemy, narka psiaku i poszły. (Hey, Zosiu czemu ucięłaś moją część?! Przez pomyłkę!)
Zosia zabrała Bazyla za sobą (i tak najbardziej ją polubiłSmile ) i zaopiekowała się nim jak należy , zaprowadziła do weterynarza kupiła akcesoria i przedstawiła rodzinie.Bazyl był bardzo szczęśliwy ,bo Zosia mu się podobała i cała jej rodzina też.Cieszył się,że znalazł taki dobry dom. Lecz nie podobało mu się życie w zamknięciu. ''-Chce być wolny, wolny, wolny.."- powtarzał mu jakiś wewnętrzny głos. Pewnego dnia Bazyl postanowił więc uciec z domu, od tej dobrej rodziny, która tyle dla niego zrobiła. Jego plan był następujący: Gdy Zosia wyjedzie z rodzicami na rowerze to ja otworze sobie nosem klamkę. Niestety była zima więc Zosia nie wzbierała się na rower, dzięki temu Bazyl miał dużo czasu na ćwiczenie otwierania drzwi skokiem.
Wreszcie nadeszła wiosna, Bazyl uciekł z domu, a wszyscy bardzo za nim tęsknili. Bazyl był bardzo szczęśliwy, szybko zapomniał o Zosi i jej rodzinie. Mało tego Bazyl ze szczęścia przybrał kolor biały! Teraz był pięknym psem, jednak zgłupiał trochę i nie potrafił się powstrzymać od dosyć nietypowego zachowania, bowiem nie mógł on się powstrzymać od...<chwila napięcia>... LIZANIA ludzkich rąk! Szedł on przez świat i szedł, aż spotkał kota, był czarny i miał biały krawacik, a kot ten nazywał się Benio. Benio był bardzo dobrym kotem i wytłumaczył Bazylowi że Zosia bardzo się do niego przywiązała i płacze teraz prawie bez przerwy ( Benio to wie bo mieszkał po odejściu bazyla na dachu domu Zosi). Postanowił pomóc Bazylowi odszukać Zosię, gdy już odszukali chatkę zobaczyli, że Zosi w niej nie ma. Spytali się sąsiadów gdzie poszła, a oni odpowiedzieli, że do nieba. Bazyli gorzko zapłakał, łzy spływały po jego policzkach tuzinami. Po chwili pod łapami Bazyla pojawiła się kałuża, z której wypływał mały strumyczek wody, słonej wody. Bazyl postanowił, że musi ją odnaleźć. Szedł i szedł, i każdego po drodze się pytał gdzie jest NIEBO. wszyscy byli zdziwieni i niektórzy pokazywali mu chmury. Bazek pomyślał więc, że niebo to chmury. Pies zaczął skakać jak najwyżej potrafi lecz chmury ciągle były dla niego za wysoko. Pewnego wilgotnego dnia pies obudził się bardzo wcześnie, gdy otwarł oczy to aż go zatkało. Zobaczył on bowiem mnóstwo chmur, które są bardzo blisko ziemi (ludzie nazywają te zjawisko mgłą). Benek, przyjaciel Bazyla również zobaczył tę mgłę lecz nie rzucił się w nią tak jak Bazyl tylko siedział spokojnie, bo wiedział, że to tylko mgła. Gdy Bazyl nie wracał po 15 minutach Benio zaczął się powoli martwić i również wszedł we mgłę. Benio biegł jak najprędzej. Zobaczy Bazyla. Bazyl stał przed ulicą i płakał, dopiero teraz do niego dotarło, ze Zosia nie żyje. Szali więc oni w kierunki swojego domku z desek, Bazyl miał spuszczoną głowę, a Benek bacznie się rozglądał. Zobaczył nagle, że Bazyl z zieleniał, zapytał go więc z niepokojem co mu jest, lecz Bazyl nie chciał uwierzyć Benkowi, że zzieleniał, wydawało to mu się głupim kawałem przyjaciela, który miał rozluźnić atmosferze. -Ale Bazyl... ty naprawdę jesteś zielony - mówił z przekonaniem Benek. Ta jasne, a ludzie są fioletowi - stwierdził zły i smutny Bazyl. Dobra... to choć do lustra - powiedział Benio kierując Bazyla w stronę ich domu, aby Bazyl mógł przejrzeć się w lustrze. Gdy byli już w Bazylowej budzie nie mogli znaleźć żadnego. Benio zauważył wtedy, że Bazyl wrócił do swojej poprzedniej barwy. Benio nie wiedział co ma zrobić więc wybiegł z domu Bazyla uznając go za wariata. Bazyl podniósł się i już miał zamiar biec za Beniem kiedy zorientował się, że jest przywiązany. Nie wiedział co robić więc wył. Dalsze losy Bazyla były smutne i nieciekawe więc zajmijmy się Beniem. Beniowi było bardzo smutno, że zostawił Bazyla. Lecz trudno, ponieważ Benek nie wiedział już gdzie szukać Bazyla. Poszedł więc on sobie na zachód poszukać kolejnych przyjaciół. Chodził on, chodził i chodził. Nie umiał jednak znaleźć tak dobrego przyjaciela jak Baziek. Postanowił więc za wszelką cęnę odnaleźć Bazyla. W tym celu kupił sobie komórkę i zawiesił ją na szyi, a na każdym plakacie z portretem Bazia, który namalowała Beniowi miła pani z policji widniał jego numer telefonu. Dzielny kot chodził od miasta do miasta, od ulicy do ulicy, od słupa do słupa i rozklejał plakaty. W głębi duszy wierzył, że odnajdzie Bazyla. A jak to mówią - wiara czyni cuda. Pewnego mroźnego dnia miła kobieta zadzwoniła do Benia. Powiedziała, aby przyszedł do kawiarni "Pod papugami", a ona zaprowadzi go do Bazyla. Podobno Bazyl cały czas był przykuty łańcuchem do budy... jednak uwolnić Bazyla z tego okrutnego łańcucha mogłyby tylko łzy prawdziwego przyjaciela. Benek nie wierzył we własne szczęście i pobiegł rozanielony do knajpki "Pod papugami". Było to miłe i przestronne wnętrze, a na ścianach kawiarni były wymalowane wielkie i kolorowe papugi. Benek usiadł przy stoliku numer 3 i czekał. Po chwili do lokalu weszła rodzina z dziećmi. W tym momencie Benio postanowił zamówić sobie jabłecznik. Siedział więc teraz zajadając się jabłecznikiem. Do kawiarni weszła młoda kobieta. Rozejrzała się wokół jakby kogoś szukała. W końcu wyciągnęła z torebki kartkę i zaczęła z niej czytać numer "osiem, osiem, sześć, sześć, osiem...". Czytanie przerwał jej Benek, który powiedział głośno "To mój numer!". I wszystko stało się jasne! To ta kobieta wiedziała coś na temat Bazyla. I zaczęła się rozmowa... . Kobieta zaczęła tłumaczyć Beniowi wszystko od początku. A więc znalazła tego psa przypadkiem, bo wprowadziła się niedaleko, kiedy zaprzyjaźniła się z Bazylem ten opowiedział jej całą historię... o tym, że po odejściu Benka Bazyl wył straszliwie i usłyszała go zła czarownica. Czarownica nie chciała wcale pomóc Bazylego lecz nim go oszukała zaprzyjaźniła się z nim aby ten mógł opowiedzieć jejswoją smutnę historię. "Kiedy ona dowiedziała się o tym, że jego przyjaciel go zostawił szyderczo się zaśmiała i zaczarowała jego łańcuch tak aby odczarować go mogły tylko łzy prawdziwego przyjaciela" - powiedziała zasmucona kobieta. "Niestety... moja przyjaźń z Bazylem okazała się zbyt słaba aby przełamac czar, a mój przyjaciel mizerniał w oczach" - dodała. "Wtedy trafiło mi w ręce twoje ogłoszenie". Benek przerwał tę smutną opowieść kobiety słowami "Nie mogę tak zostawić mojego przyjaciela! Proszę mnie tam zabrać! NATYCHMIAST" Po niedługim czasie Ben siedział w samochodzie obok tajemniczej kobiety. W samochodzie panowała cisza. Przerwał ją tajemniczy turkot ze środka samochodu. Widac było, że opada on z sił. Nagle samochód stanął, a spod jego maski zaczął wydobrywać się gęsty, ciemny dym.
-O nie! Co my teraz zrobimy? - zawołał przerażony Benek - Jeśli nie dojedziemy na czas to Bazyl może umrzeć! - dodał z przerażeniem . Rozejrzał się wokół. Kobieta gdzieś dzwoniła. Po 15 minutach podjechała laweta.
-Pokaże ci gdzie masz wyskoczyć abyś trafił do Baza - mówiła kobieta siedząca na lawecie obok Benia
-A pani? - spytał się kot
-Ja muszę jechać z tymi panami do warsztatu.
Nastała cisza. Po pół godziny kobieta odezwała się do kota: -Skacz tu i idź na północ! Benek posłusznie wyskoczył i skierował się na północ. Szedł i szedł. Wszedł do lasu i prawie nie wiedział gdzie jest północ, ale zorientował się po mchu na drzewach. Wyszedł z lasu i już zobaczył budę Bazka... do pokonania została mu rzeka. Jak wiadomo koty boją się wody. Benek postanowił więc szukać kładki. Przeszedł ponad 1 km lecz kładki nie znalazł. Widział, że nie może już iść dalej, bo stracił z pola widzenia Bazyla. Usiadł na kamieniu i zaczął myśleć jak można przeprawić się na drugą stronę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
HeLLeN
III kl. gimnazjum
III kl. gimnazjum


Dołączył: 15 Lut 2006
Posty: 310
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Pewnego słonecznego dnia po ulicy chodził,mały zielono-niebieski kundelek.Nazywał się Bazyl. Bazyl szukał sam nie wiedział czego. On oglądał się na wszystkie strony za swoim ogonem. Nie potrafił go jednak złapać. Głupi pies, myśleli przechodnie spoglądając na Bazylka. Był to duży czy mały, zielony czy niebieski kundelek. Nie! To był kundelek niebiesko-zielony. A z resztą nieważne, wróćmy do naszej historii. Pewna mała dziewczynka o imieniu Zosia zobaczyła tego kundelka. Zobaczyła tego kundelka również sierotka Marysia, Czerwony Kapturek i Królewna Śnieżka. Och jaki piękny jest ten piesek jak słonko! - wzdychały Śnieżka i Kapturek. Chwila! Ale on jest zielono-niebieski, a słonko jest żółte. I tak w ogóle to chyba pomyliłyśmy bajki. Chodźmy do siebie, nara piesku. - powiedziała zdecydowanie Maryśka. No... narazie słodziutki, milutki, piękniutki... wzdychaniom Kapka i Śnieżki nie było końca. Dobra, dobra! uspokójcie się! - znów krzyknęła Marycha. No dobra już dobra idziemy, narka psiaku i poszły. (Hey, Zosiu czemu ucięłaś moją część?! Przez pomyłkę!)
Zosia zabrała Bazyla za sobą (i tak najbardziej ją polubiłSmile ) i zaopiekowała się nim jak należy , zaprowadziła do weterynarza kupiła akcesoria i przedstawiła rodzinie.Bazyl był bardzo szczęśliwy ,bo Zosia mu się podobała i cała jej rodzina też.Cieszył się,że znalazł taki dobry dom. Lecz nie podobało mu się życie w zamknięciu. ''-Chce być wolny, wolny, wolny.."- powtarzał mu jakiś wewnętrzny głos. Pewnego dnia Bazyl postanowił więc uciec z domu, od tej dobrej rodziny, która tyle dla niego zrobiła. Jego plan był następujący: Gdy Zosia wyjedzie z rodzicami na rowerze to ja otworze sobie nosem klamkę. Niestety była zima więc Zosia nie wzbierała się na rower, dzięki temu Bazyl miał dużo czasu na ćwiczenie otwierania drzwi skokiem.
Wreszcie nadeszła wiosna, Bazyl uciekł z domu, a wszyscy bardzo za nim tęsknili. Bazyl był bardzo szczęśliwy, szybko zapomniał o Zosi i jej rodzinie. Mało tego Bazyl ze szczęścia przybrał kolor biały! Teraz był pięknym psem, jednak zgłupiał trochę i nie potrafił się powstrzymać od dosyć nietypowego zachowania, bowiem nie mógł on się powstrzymać od...<chwila napięcia>... LIZANIA ludzkich rąk! Szedł on przez świat i szedł, aż spotkał kota, był czarny i miał biały krawacik, a kot ten nazywał się Benio. Benio był bardzo dobrym kotem i wytłumaczył Bazylowi że Zosia bardzo się do niego przywiązała i płacze teraz prawie bez przerwy ( Benio to wie bo mieszkał po odejściu bazyla na dachu domu Zosi). Postanowił pomóc Bazylowi odszukać Zosię, gdy już odszukali chatkę zobaczyli, że Zosi w niej nie ma. Spytali się sąsiadów gdzie poszła, a oni odpowiedzieli, że do nieba. Bazyli gorzko zapłakał, łzy spływały po jego policzkach tuzinami. Po chwili pod łapami Bazyla pojawiła się kałuża, z której wypływał mały strumyczek wody, słonej wody. Bazyl postanowił, że musi ją odnaleźć. Szedł i szedł, i każdego po drodze się pytał gdzie jest NIEBO. wszyscy byli zdziwieni i niektórzy pokazywali mu chmury. Bazek pomyślał więc, że niebo to chmury. Pies zaczął skakać jak najwyżej potrafi lecz chmury ciągle były dla niego za wysoko. Pewnego wilgotnego dnia pies obudził się bardzo wcześnie, gdy otwarł oczy to aż go zatkało. Zobaczył on bowiem mnóstwo chmur, które są bardzo blisko ziemi (ludzie nazywają te zjawisko mgłą). Benek, przyjaciel Bazyla również zobaczył tę mgłę lecz nie rzucił się w nią tak jak Bazyl tylko siedział spokojnie, bo wiedział, że to tylko mgła. Gdy Bazyl nie wracał po 15 minutach Benio zaczął się powoli martwić i również wszedł we mgłę. Benio biegł jak najprędzej. Zobaczy Bazyla. Bazyl stał przed ulicą i płakał, dopiero teraz do niego dotarło, ze Zosia nie żyje. Szali więc oni w kierunki swojego domku z desek, Bazyl miał spuszczoną głowę, a Benek bacznie się rozglądał. Zobaczył nagle, że Bazyl z zieleniał, zapytał go więc z niepokojem co mu jest, lecz Bazyl nie chciał uwierzyć Benkowi, że zzieleniał, wydawało to mu się głupim kawałem przyjaciela, który miał rozluźnić atmosferze. -Ale Bazyl... ty naprawdę jesteś zielony - mówił z przekonaniem Benek. Ta jasne, a ludzie są fioletowi - stwierdził zły i smutny Bazyl. Dobra... to choć do lustra - powiedział Benio kierując Bazyla w stronę ich domu, aby Bazyl mógł przejrzeć się w lustrze. Gdy byli już w Bazylowej budzie nie mogli znaleźć żadnego. Benio zauważył wtedy, że Bazyl wrócił do swojej poprzedniej barwy. Benio nie wiedział co ma zrobić więc wybiegł z domu Bazyla uznając go za wariata. Bazyl podniósł się i już miał zamiar biec za Beniem kiedy zorientował się, że jest przywiązany. Nie wiedział co robić więc wył. Dalsze losy Bazyla były smutne i nieciekawe więc zajmijmy się Beniem. Beniowi było bardzo smutno, że zostawił Bazyla. Lecz trudno, ponieważ Benek nie wiedział już gdzie szukać Bazyla. Poszedł więc on sobie na zachód poszukać kolejnych przyjaciół. Chodził on, chodził i chodził. Nie umiał jednak znaleźć tak dobrego przyjaciela jak Baziek. Postanowił więc za wszelką cęnę odnaleźć Bazyla. W tym celu kupił sobie komórkę i zawiesił ją na szyi, a na każdym plakacie z portretem Bazia, który namalowała Beniowi miła pani z policji widniał jego numer telefonu. Dzielny kot chodził od miasta do miasta, od ulicy do ulicy, od słupa do słupa i rozklejał plakaty. W głębi duszy wierzył, że odnajdzie Bazyla. A jak to mówią - wiara czyni cuda. Pewnego mroźnego dnia miła kobieta zadzwoniła do Benia. Powiedziała, aby przyszedł do kawiarni "Pod papugami", a ona zaprowadzi go do Bazyla. Podobno Bazyl cały czas był przykuty łańcuchem do budy... jednak uwolnić Bazyla z tego okrutnego łańcucha mogłyby tylko łzy prawdziwego przyjaciela. Benek nie wierzył we własne szczęście i pobiegł rozanielony do knajpki "Pod papugami". Było to miłe i przestronne wnętrze, a na ścianach kawiarni były wymalowane wielkie i kolorowe papugi. Benek usiadł przy stoliku numer 3 i czekał. Po chwili do lokalu weszła rodzina z dziećmi. W tym momencie Benio postanowił zamówić sobie jabłecznik. Siedział więc teraz zajadając się jabłecznikiem. Do kawiarni weszła młoda kobieta. Rozejrzała się wokół jakby kogoś szukała. W końcu wyciągnęła z torebki kartkę i zaczęła z niej czytać numer "osiem, osiem, sześć, sześć, osiem...". Czytanie przerwał jej Benek, który powiedział głośno "To mój numer!". I wszystko stało się jasne! To ta kobieta wiedziała coś na temat Bazyla. I zaczęła się rozmowa... . Kobieta zaczęła tłumaczyć Beniowi wszystko od początku. A więc znalazła tego psa przypadkiem, bo wprowadziła się niedaleko, kiedy zaprzyjaźniła się z Bazylem ten opowiedział jej całą historię... o tym, że po odejściu Benka Bazyl wył straszliwie i usłyszała go zła czarownica. Czarownica nie chciała wcale pomóc Bazylego lecz nim go oszukała zaprzyjaźniła się z nim aby ten mógł opowiedzieć jejswoją smutnę historię. "Kiedy ona dowiedziała się o tym, że jego przyjaciel go zostawił szyderczo się zaśmiała i zaczarowała jego łańcuch tak aby odczarować go mogły tylko łzy prawdziwego przyjaciela" - powiedziała zasmucona kobieta. "Niestety... moja przyjaźń z Bazylem okazała się zbyt słaba aby przełamac czar, a mój przyjaciel mizerniał w oczach" - dodała. "Wtedy trafiło mi w ręce twoje ogłoszenie". Benek przerwał tę smutną opowieść kobiety słowami "Nie mogę tak zostawić mojego przyjaciela! Proszę mnie tam zabrać! NATYCHMIAST" Po niedługim czasie Ben siedział w samochodzie obok tajemniczej kobiety. W samochodzie panowała cisza. Przerwał ją tajemniczy turkot ze środka samochodu. Widac było, że opada on z sił. Nagle samochód stanął, a spod jego maski zaczął wydobrywać się gęsty, ciemny dym.
-O nie! Co my teraz zrobimy? - zawołał przerażony Benek - Jeśli nie dojedziemy na czas to Bazyl może umrzeć! - dodał z przerażeniem . Rozejrzał się wokół. Kobieta gdzieś dzwoniła. Po 15 minutach podjechała laweta.
-Pokaże ci gdzie masz wyskoczyć abyś trafił do Baza - mówiła kobieta siedząca na lawecie obok Benia
-A pani? - spytał się kot
-Ja muszę jechać z tymi panami do warsztatu.
Nastała cisza. Po pół godziny kobieta odezwała się do kota: -Skacz tu i idź na północ! Benek posłusznie wyskoczył i skierował się na północ. Szedł i szedł. Wszedł do lasu i prawie nie wiedział gdzie jest północ, ale zorientował się po mchu na drzewach. Wyszedł z lasu i już zobaczył budę Bazka... do pokonania została mu rzeka. Jak wiadomo koty boją się wody. Benek postanowił więc szukać kładki. Przeszedł ponad 1 km lecz kładki nie znalazł. Widział, że nie może już iść dalej, bo stracił z pola widzenia Bazyla. Usiadł na kamieniu i zaczął myśleć jak można przeprawić się na drugą stronę. Nagle wykrzyknął: - KAMIENIE! I zaczął szukać miejsca gdzie jest jak najwięcej kamieni obok siebie. Zobaczył je... było dość blisko budy Bazia. Wystarczyło tylko rzucenie kilku kamieni tam gdzie nie dało się stanąć. Benio poszedł szukać kamieni.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
skakanka25
Doktor
Doktor


Dołączył: 13 Lut 2006
Posty: 850
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wojkowice

Pewnego słonecznego dnia po ulicy chodził,mały zielono-niebieski kundelek.Nazywał się Bazyl. Bazyl szukał sam nie wiedział czego. On oglądał się na wszystkie strony za swoim ogonem. Nie potrafił go jednak złapać. Głupi pies, myśleli przechodnie spoglądając na Bazylka. Był to duży czy mały, zielony czy niebieski kundelek. Nie! To był kundelek niebiesko-zielony. A z resztą nieważne, wróćmy do naszej historii. Pewna mała dziewczynka o imieniu Zosia zobaczyła tego kundelka. Zobaczyła tego kundelka również sierotka Marysia, Czerwony Kapturek i Królewna Śnieżka. Och jaki piękny jest ten piesek jak słonko! - wzdychały Śnieżka i Kapturek. Chwila! Ale on jest zielono-niebieski, a słonko jest żółte. I tak w ogóle to chyba pomyliłyśmy bajki. Chodźmy do siebie, nara piesku. - powiedziała zdecydowanie Maryśka. No... narazie słodziutki, milutki, piękniutki... wzdychaniom Kapka i Śnieżki nie było końca. Dobra, dobra! uspokójcie się! - znów krzyknęła Marycha. No dobra już dobra idziemy, narka psiaku i poszły. (Hey, Zosiu czemu ucięłaś moją część?! Przez pomyłkę!)
Zosia zabrała Bazyla za sobą (i tak najbardziej ją polubiłSmile ) i zaopiekowała się nim jak należy , zaprowadziła do weterynarza kupiła akcesoria i przedstawiła rodzinie.Bazyl był bardzo szczęśliwy ,bo Zosia mu się podobała i cała jej rodzina też.Cieszył się,że znalazł taki dobry dom. Lecz nie podobało mu się życie w zamknięciu. ''-Chce być wolny, wolny, wolny.."- powtarzał mu jakiś wewnętrzny głos. Pewnego dnia Bazyl postanowił więc uciec z domu, od tej dobrej rodziny, która tyle dla niego zrobiła. Jego plan był następujący: Gdy Zosia wyjedzie z rodzicami na rowerze to ja otworze sobie nosem klamkę. Niestety była zima więc Zosia nie wzbierała się na rower, dzięki temu Bazyl miał dużo czasu na ćwiczenie otwierania drzwi skokiem.
Wreszcie nadeszła wiosna, Bazyl uciekł z domu, a wszyscy bardzo za nim tęsknili. Bazyl był bardzo szczęśliwy, szybko zapomniał o Zosi i jej rodzinie. Mało tego Bazyl ze szczęścia przybrał kolor biały! Teraz był pięknym psem, jednak zgłupiał trochę i nie potrafił się powstrzymać od dosyć nietypowego zachowania, bowiem nie mógł on się powstrzymać od...<chwila napięcia>... LIZANIA ludzkich rąk! Szedł on przez świat i szedł, aż spotkał kota, był czarny i miał biały krawacik, a kot ten nazywał się Benio. Benio był bardzo dobrym kotem i wytłumaczył Bazylowi że Zosia bardzo się do niego przywiązała i płacze teraz prawie bez przerwy ( Benio to wie bo mieszkał po odejściu bazyla na dachu domu Zosi). Postanowił pomóc Bazylowi odszukać Zosię, gdy już odszukali chatkę zobaczyli, że Zosi w niej nie ma. Spytali się sąsiadów gdzie poszła, a oni odpowiedzieli, że do nieba. Bazyli gorzko zapłakał, łzy spływały po jego policzkach tuzinami. Po chwili pod łapami Bazyla pojawiła się kałuża, z której wypływał mały strumyczek wody, słonej wody. Bazyl postanowił, że musi ją odnaleźć. Szedł i szedł, i każdego po drodze się pytał gdzie jest NIEBO. wszyscy byli zdziwieni i niektórzy pokazywali mu chmury. Bazek pomyślał więc, że niebo to chmury. Pies zaczął skakać jak najwyżej potrafi lecz chmury ciągle były dla niego za wysoko. Pewnego wilgotnego dnia pies obudził się bardzo wcześnie, gdy otwarł oczy to aż go zatkało. Zobaczył on bowiem mnóstwo chmur, które są bardzo blisko ziemi (ludzie nazywają te zjawisko mgłą). Benek, przyjaciel Bazyla również zobaczył tę mgłę lecz nie rzucił się w nią tak jak Bazyl tylko siedział spokojnie, bo wiedział, że to tylko mgła. Gdy Bazyl nie wracał po 15 minutach Benio zaczął się powoli martwić i również wszedł we mgłę. Benio biegł jak najprędzej. Zobaczy Bazyla. Bazyl stał przed ulicą i płakał, dopiero teraz do niego dotarło, ze Zosia nie żyje. Szali więc oni w kierunki swojego domku z desek, Bazyl miał spuszczoną głowę, a Benek bacznie się rozglądał. Zobaczył nagle, że Bazyl z zieleniał, zapytał go więc z niepokojem co mu jest, lecz Bazyl nie chciał uwierzyć Benkowi, że zzieleniał, wydawało to mu się głupim kawałem przyjaciela, który miał rozluźnić atmosferze. -Ale Bazyl... ty naprawdę jesteś zielony - mówił z przekonaniem Benek. Ta jasne, a ludzie są fioletowi - stwierdził zły i smutny Bazyl. Dobra... to choć do lustra - powiedział Benio kierując Bazyla w stronę ich domu, aby Bazyl mógł przejrzeć się w lustrze. Gdy byli już w Bazylowej budzie nie mogli znaleźć żadnego. Benio zauważył wtedy, że Bazyl wrócił do swojej poprzedniej barwy. Benio nie wiedział co ma zrobić więc wybiegł z domu Bazyla uznając go za wariata. Bazyl podniósł się i już miał zamiar biec za Beniem kiedy zorientował się, że jest przywiązany. Nie wiedział co robić więc wył. Dalsze losy Bazyla były smutne i nieciekawe więc zajmijmy się Beniem. Beniowi było bardzo smutno, że zostawił Bazyla. Lecz trudno, ponieważ Benek nie wiedział już gdzie szukać Bazyla. Poszedł więc on sobie na zachód poszukać kolejnych przyjaciół. Chodził on, chodził i chodził. Nie umiał jednak znaleźć tak dobrego przyjaciela jak Baziek. Postanowił więc za wszelką cęnę odnaleźć Bazyla. W tym celu kupił sobie komórkę i zawiesił ją na szyi, a na każdym plakacie z portretem Bazia, który namalowała Beniowi miła pani z policji widniał jego numer telefonu. Dzielny kot chodził od miasta do miasta, od ulicy do ulicy, od słupa do słupa i rozklejał plakaty. W głębi duszy wierzył, że odnajdzie Bazyla. A jak to mówią - wiara czyni cuda. Pewnego mroźnego dnia miła kobieta zadzwoniła do Benia. Powiedziała, aby przyszedł do kawiarni "Pod papugami", a ona zaprowadzi go do Bazyla. Podobno Bazyl cały czas był przykuty łańcuchem do budy... jednak uwolnić Bazyla z tego okrutnego łańcucha mogłyby tylko łzy prawdziwego przyjaciela. Benek nie wierzył we własne szczęście i pobiegł rozanielony do knajpki "Pod papugami". Było to miłe i przestronne wnętrze, a na ścianach kawiarni były wymalowane wielkie i kolorowe papugi. Benek usiadł przy stoliku numer 3 i czekał. Po chwili do lokalu weszła rodzina z dziećmi. W tym momencie Benio postanowił zamówić sobie jabłecznik. Siedział więc teraz zajadając się jabłecznikiem. Do kawiarni weszła młoda kobieta. Rozejrzała się wokół jakby kogoś szukała. W końcu wyciągnęła z torebki kartkę i zaczęła z niej czytać numer "osiem, osiem, sześć, sześć, osiem...". Czytanie przerwał jej Benek, który powiedział głośno "To mój numer!". I wszystko stało się jasne! To ta kobieta wiedziała coś na temat Bazyla. I zaczęła się rozmowa... . Kobieta zaczęła tłumaczyć Beniowi wszystko od początku. A więc znalazła tego psa przypadkiem, bo wprowadziła się niedaleko, kiedy zaprzyjaźniła się z Bazylem ten opowiedział jej całą historię... o tym, że po odejściu Benka Bazyl wył straszliwie i usłyszała go zła czarownica. Czarownica nie chciała wcale pomóc Bazylego lecz nim go oszukała zaprzyjaźniła się z nim aby ten mógł opowiedzieć jejswoją smutnę historię. "Kiedy ona dowiedziała się o tym, że jego przyjaciel go zostawił szyderczo się zaśmiała i zaczarowała jego łańcuch tak aby odczarować go mogły tylko łzy prawdziwego przyjaciela" - powiedziała zasmucona kobieta. "Niestety... moja przyjaźń z Bazylem okazała się zbyt słaba aby przełamac czar, a mój przyjaciel mizerniał w oczach" - dodała. "Wtedy trafiło mi w ręce twoje ogłoszenie". Benek przerwał tę smutną opowieść kobiety słowami "Nie mogę tak zostawić mojego przyjaciela! Proszę mnie tam zabrać! NATYCHMIAST" Po niedługim czasie Ben siedział w samochodzie obok tajemniczej kobiety. W samochodzie panowała cisza. Przerwał ją tajemniczy turkot ze środka samochodu. Widac było, że opada on z sił. Nagle samochód stanął, a spod jego maski zaczął wydobrywać się gęsty, ciemny dym.
-O nie! Co my teraz zrobimy? - zawołał przerażony Benek - Jeśli nie dojedziemy na czas to Bazyl może umrzeć! - dodał z przerażeniem . Rozejrzał się wokół. Kobieta gdzieś dzwoniła. Po 15 minutach podjechała laweta.
-Pokaże ci gdzie masz wyskoczyć abyś trafił do Baza - mówiła kobieta siedząca na lawecie obok Benia
-A pani? - spytał się kot
-Ja muszę jechać z tymi panami do warsztatu.
Nastała cisza. Po pół godziny kobieta odezwała się do kota: -Skacz tu i idź na północ! Benek posłusznie wyskoczył i skierował się na północ. Szedł i szedł. Wszedł do lasu i prawie nie wiedział gdzie jest północ, ale zorientował się po mchu na drzewach. Wyszedł z lasu i już zobaczył budę Bazka... do pokonania została mu rzeka. Jak wiadomo koty boją się wody. Benek postanowił więc szukać kładki. Przeszedł ponad 1 km lecz kładki nie znalazł. Widział, że nie może już iść dalej, bo stracił z pola widzenia Bazyla. Usiadł na kamieniu i zaczął myśleć jak można przeprawić się na drugą stronę. Nagle wykrzyknął: - KAMIENIE! I zaczął szukać miejsca gdzie jest jak najwięcej kamieni obok siebie. Zobaczył je... było dość blisko budy Bazia. Wystarczyło tylko rzucenie kilku kamieni tam gdzie nie dało się stanąć. Benio poszedł szukać kamieni. Na szczęście nie musiał szukać długo - kamienie leżały tuż obok w krzakach. Teraz Benio miał przed soba trudne zadanie. Nosić po kamyku i układać z nich ścieżkę aby móc dostać się do Bazia.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bajeczka
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)  
Strona 5 z 5  

  
  
 Odpowiedz do tematu